W samorządach

Będziemy bronić interesów małych miast

Nie wystarczy powiedzieć: wygrałem wybory i ja rządzę. Program to jedno, ale diabeł tkwi w szczegółach. I te szczegóły trzeba uzgadniać – mówi Wojciech Długoborski, prezes Unii Miasteczek Polskich, wiceburmistrz Chojny.

Jak ocenia pan minione 25 lat Unii Miasteczek Polskich? Co udało się wam w tym czasie zrobić?

Unia Miasteczek Polskich powstała w okresie przełomu, u zarania odradzającej się samorządności w Polsce. Już w 1990 roku w Kazimierzu Dolnym odbyły się pierwsze spotkania organizacyjne stowarzyszenia. Od początku celem organizacji było reprezentowanie interesów tej kategorii gmin, jaką są małe miasteczka. Minione lata to czas wzajemnych kontaktów, wymiany doświadczeń, reprezentowania wspólnych interesów we wszystkich gremiach, które były dla nas dostępne. Z naszym udziałem powstała Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego, od chwili wejścia do Unii Europejskiej reprezentujemy miasteczka i cały samorząd także za granicą. UMP jest aktywna w różnych ciałach społecznych, nasi przedstawiciele uczestniczą w ważnych dla samorządu obradach komisji sejmowych i senackich. Wspieraliśmy proces tworzenia dobrego dla samorządów prawa. Zajmowaliśmy się też istotnymi problemami, jak rewitalizacja miast, pozyskiwanie na ten cel środków, organizowaliśmy wspólnie ze Związkiem Miast Polskich cykl konferencji pod hasłem „Oblicza małych miast”, gdzie dokonywaliśmy oceny, jak te małe miasta odnalazły się w pierwszym ćwierćwieczu demokracji. Udało się sporo zrobić.

 

Na czym polega specyfika małych miasteczek w porównaniu z innymi samorządami?

Wśród małych miast mamy bardzo różne gminy. Są jednostki bogate, których zamożność wynika z renty geograficznej, bogactw naturalnych, przemysłu czy innych czynników. Takie jest na przykład Gryfino, gdzie zlokalizowana jest elektrownia Dolna Odra czy Rejowiec Fabryczny bądź Podkowa Leśna. Ale nawet tam nie jest to tak wielkie bogactwo, jak w gminie Kleszczów – raczej stabilna zamożność. Są jednostki biedne, które nie mają czynników tworzących zamożność i jakoś muszą sobie radzić. Przykładem choćby moja gmina Chojna, w której musimy realizować program naprawczy, bo nie mamy nadwyżki operacyjnej. Po prostu baza dochodów bieżących jest zbyt mała, by udźwignąć ambicje inwestycyjne mieszkańców. Oczywiście tych jednostek biedniejszych jest o wiele więcej niż zamożnych. Inną specyfiką miasteczek jest to, że niektóre z nich są gminami miejskimi, jak Rejowiec Fabryczny czy Kowal, a inne miejsko-wiejskimi, jak Gryfino czy Chojna. Posiadanie terenów wiejskich w istotny sposób wpływa na działalność takich jednostek.

 

Z jakimi najważniejszymi problemami borykają się dziś małe miasteczka?

Pierwszy to nadrabianie różnych zaległości, niektórych jeszcze z okresu PRL-u. Chodzi tu zarówno o infrastrukturę techniczną, jak i społeczną. Infrastruktura techniczna, czyli kanalizacja, wodociągi itp., pochłania ogromne środki, ale nie jest specjalnie efektowna dla naszych mieszkańców, bo jej nie widać. Widać za to drogi, ale tutaj mamy  ogromne zapóźnienia. W przypadku infrastruktury społecznej, np. oświaty, działamy w ramach systemu prawnego, który mocno krępuje nam ręce. System szkół określany jest centralnie, a my musimy się do niego dopasowywać. Widać to po planowanej teraz reformie oświaty. Problemem jest też sieć szkolna niedostosowana do obecnej sytuacji demograficznej i zbyt kosztowna, ale której zapewne nie będziemy mogli racjonalizować, bo zgodę na likwidację będzie miał w swych rękach kurator. A szkoły zbyt małe muszą kosztować dużo. Kurator powinien nam odpowiedzieć, skąd brać pieniądze na to zadanie.

 

Sieć szkół jest nieracjonalna z powodów ekonomicznych, ale może sprawdza się pod względem wychowawczym czy opiekuńczym?

Nie chcę o tym dyskutować, bo aż takiej wiedzy nie mam. Jednak nie wydaje mi się, aby większe szkoły miały być pod tym względem gorsze. Są oczywiście parametry określające optymalną liczbę uczniów w klasie i kiedy jest ich mniej, gdzieś gubi się współzawodnictwo, konkurencja i to też wpływa na jakość kształcenia i wychowania. Ale niewątpliwie taka szkoła jest droższa.

 

Unia Miasteczek jest członkiem Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. Jak oceniacie tę instytucję?

W komisji opiniujemy przygotowane przez rząd projekty aktów prawnych. Komisja to nasz polski pomysł, bo korporacje samorządowe uznały, że warto być partnerem dla rządu w procesie stanowienia prawa dotyczącego samorządu. Komisja ewoluowała – początkowo było to nieformalne ciało bez ustawowej podstawy prawnej, potem pojawiła się ustawa, która określiła, kto i na jakich zasadach uczestniczy w procesie konsultacji. To bardzo cenne i ważne rozwiązanie, choć jego skuteczność zależy od stosunku rządzących do samorządu. My reprezentujemy wspólnoty lokalne i staramy się być jak najdalej od uwikłań politycznych czy partyjnych. Rząd natomiast forsuje rozwiązania, które wynikają z jego programu politycznego, do czego zresztą ma prawo. W demokracji opinia partnera powinna być wysłuchana, niestety nie zawsze się tak dzieje. Bardzo dobrą robotę w ramach Komisji Wspólnej wykonują zespoły stałe. Tam wypracowywane są merytoryczne opinie i stanowiska. Unia Miasteczek ma przedstawicieli we wszystkich zespołach. Ważne jest też spotkanie przedstawicieli wszystkich organizacji samorządowych w przeddzień posiedzenia Komisji Wspólnej, kiedy wraz z przewodniczącymi zespołów stałych uzgadniamy stanowiska. Samo posiedzenie plenarne ma już w zasadzie znaczenie komunikacyjne. Oczywiście jest pytanie, w jakim zakresie strona rządowa chce się liczyć ze zdaniem samorządu.

 

Aby zmusić rząd do liczenia się ze stanowiskiem samorządu trzeba spełnić parę warunków – opinie muszą być kompetentne, a samorząd musi stanowić istotną siłę polityczną.

To prawda, ale istotą tych spotkań jest też konieczność przekonania nas do rozwiązań proponowanych przez rząd. Nie wystarczy powiedzieć: wygrałem wybory i ja rządzę. Program to jedno, ale diabeł tkwi w szczegółach. I te szczegóły trzeba uzgadniać, często w określonej prawem procedurze. My nie negujemy programów partyjnych, nie jesteśmy jeszcze jedną partią polityczną, tylko samorządowcami. I nie jesteśmy sami dla siebie, bo reprezentujemy interesy naszych mieszkańców.

 

Przejdźmy do samej Unii. Ilu członków liczy dziś wasze stowarzyszenie, jaki ma budżet, potencjał rozwojowy?

Nie jesteśmy dużą organizacją. W najlepszym okresie mieliśmy około stu członków z sympatykami. Dzisiaj ta liczba jest o połowę mniejsza, ale grupa sympatyków jest liczna. Obserwujemy pewną fluktuację – jedni rezygnują z członkostwa, inni przychodzą. Odejścia często wiążą się ze zmianami władz: kiedy burmistrz przegrywa, bywa że następny podejmuje decyzję o niekontynuowaniu współpracy z Unią. Czasem nasi członkowie przechodzą do Związku Miast Polskich. Czasami sztuczną barierą jest składka, która w naszym przypadku jest skromna i wynosi od dwóch do trzech i pół tysiąca złotych w zależności od wielkości gminy. Nowo przyjętych członków zwalniamy z płacenia składki w roku wstąpienia do naszego stowarzyszenia. I przychodzą do nas nowi członkowie. W tym roku dołączyły Koprzywnica i Sędziszów Małopolski. Myślimy o zwiększeniu działań promocyjnych i PR-owych, trzeba jednak podkreślić, że działamy społecznie. Nie mamy biura, pracowników, specjalnych zasobów. Staramy się ogarnąć zadania UMP, ale to nie jest łatwe, bo mamy przecież obowiązki służbowe w naszych miastach.

 

Niedawno utworzony został Narodowy Instytut Samorządu Terytorialnego w Łodzi. Czy on wam w czymś pomaga, bo założenie było takie, że ma stanowić zaplecze strony samorządowej KWRiST.

Niewiele możemy powiedzieć na temat Instytutu. Mamy tam naszego przedstawiciela, ale na razie odbyły się dwa lub trzy spotkania, po drodze nastąpiła zmiana dyrekcji, więc wydaje się, że niewiele się tam dzieje i nie widać szczególnej koncepcji jego funkcjonowania, która chyba wciąż powstaje.

 

W jakim kierunku będzie następował rozwój UMP w kolejnych latach?

Nawiązaliśmy współpracę z Towarzystwem Urbanistów Polskich, które utworzyło w swoich strukturach sekcję małych miast. Chcemy z nimi współpracować w zakresie rewitalizacji miast, ich rozwoju, planowania przestrzennego. To niezwykle ważne zagadnienie dla naszych członków. Będziemy aktywnie monitorować proces tworzenia prawa. Musimy też położyć nacisk na kwestie związane z finansowaniem małych miast.

 

Czy małe miasteczka są potrzebne naszemu krajowi?

Oczywiście tak. Małe miasteczka są potrzebne z różnych powodów, wielu ludzi dla wygody przenosi się do małych miast. Bo są one urokliwe, mają swoją duszę, swój klimat i specyfikę. Każde z miasteczek jest inne i każde ma się czym pochwalić.

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane