W samorządach

CBA uratowało szeryfa z Cedyni

Burmistrz podejrzany o przyjęcie gigantycznej łapówki! – doniosła ogólnopolska gazeta. Samorządowca ocaliło CBA, które tym razem rzetelnie sprawdziło wiarygodność zeznań.

Hale targowe w Osinowie

 

Żeby rządzić Cedynią, trzeba mieć żelazne nerwy i takie same zasady, albo dać się kupić. To drugie jest jednak na krótką metę, bo w miejscu, gdzie ścierają się wielomilionowe interesy, zasady panują niemal mafijne. Każdy ma jakiegoś wroga. A kto próbuje nad wszystkim zapanować, staje się wrogiem numer jeden – dla wszystkich.

 

Cedynia to najdalej na zachód wysunięte miasto w Polsce. Do Berlina raptem 60 km. Malownicza okolica, pagórki zwane Karpatami Cedyńskimi. Gmina liczy ok. 4,5 tys. mieszkańców, ale rocznie przyjeżdża do niej około 8 mln osób. Tak, to nie pomyłka. 8 mln Niemców robi w Osinowie zakupy, chodzi do fryzjera, w warsztacie naprawia auto. Albo tankuje tańszą benzynę.

 

W przygranicznej wsi działają: sześć stacji paliw, dwa targowiska, a trzecie w budowie, ze 30 zakładów fryzjerskich, dziesiątki barów, sklepów, sklepików, straganów, warsztatów. Jest Biedronka, która zbija kokosy. Sześć agencji towarzyskich, do pracy w których dziewczyny zjeżdżają z całej Polski. Setki drobnych przedsiębiorców zatrudnia kilka razy tyle osób, wiele na czarno. Ale właścicieli czy dzierżawców targowisk i stacji paliw jest raptem kilku. To do nich płyną pieniądze liczone w milionach. Gotowi zrobić wszystko, by nie wpuścić konkurencji.

 

I to nie są tylko słowa. W 2012 roku bojówki wynajęte przez właściciela jednej ze stacji paliw najechały inną stację i przejęły ją siłą. Kilka miesięcy później właściciel tej pierwszej stacji zginął we własnym domu, przed śmiercią był torturowany. W międzyczasie dom burmistrza trzykrotnie obrzucano farbą – w dniu imienin, urodzin i Wigilię. Ktoś przekazał mu informację, że za jego głowę wyznaczono cenę: 2 miliony złotych.

 

Zimny drań

Dla Adama Zarzyckiego kończy się właśnie czwarta kadencja. Z zawodu budowlaniec, w latach 90. prowadził dobrze prosperujący zakład remontowo-budowlany działający przy Urzędzie Miasta w Cedyni.  Gdy w 1998 r. został burmistrzem, z miejsca stracił, jak mówi, 80 proc. przyjaciół. Kto chciał coś załatwić, musiał pofatygować się do urzędu. A i tak bywał odprawiony z kwitkiem. Zarzycki szybko zyskał miano zimnego drania. Albo szeryfa.

 

Podatki umarzał niechętnie. W końcu znał niemal wszystkich i wiedział, w jakiej kto jest sytuacji. Ale zaczął budować drogi, wodociągi, wiedział, z jakich programów skorzystać, by dostać pieniądze z Unii. W 2002, 2006 i 2010 roku wybory wygrywał w pierwszej turze. Ludzie chcieli mieć burmistrza takiego, co umie postawić się mafii.

 

 

Pierwszy raz ktoś pomazał mu farbą dom wiosną 2011 roku. Adam Zarzycki wytypował możliwych sprawców, lista była długa. – Moja rodzina cierpi. Codziennie córka do matki albo do mnie dzwoni i pyta, czy jeszcze żyjemy – mówił dziennikarzom. Pojawiły się przypuszczenia, że przyczyną incydentu jest wojna paliwowa i papierosowa na przygranicznym targowisku. Sprawcy nie zostali ustaleni. Ataki farbą na dom powtarzały się jeszcze dwukrotnie.

 

Burmistrz, jak sam przyznaje, wrogów ma wielu. Nazywa ich adwersarzami. Są wśród nich niektórzy radni, jest była dyrektorka szkoły. Ludzie, których rodziny prowadzą lokalne interesy, a więc są uwikłani w różne zależności. – Ślą na mnie stosy donosów do prokuratury, do RIO, różnych służb. Czasem kontrola goni kontrolę. W efekcie każdy dokument w urzędzie mam przejrzany na wszystkie strony. I pewność, że wszystko jest w porządku – kwituje Zarzycki.

 

Artykuł pełen pomówień

Najsilniejszy cios przychodzi 18 lipca 2013 roku. „Gazeta Wyborcza” publikuje obszerny tekst „Western benzynowy, czyli dojne pogranicze”. Anonimowy świadek mówi w nim: „Pierwsze 100 tys. euro łapówki daliśmy burmistrzowi za załatwienie działki pod stację. 30 tys. zł dostał za to, by nie powstała konkurencyjna stacja”. Gazeta opisuje, że w 2009 r. burmistrz ogłosił przetarg na dzierżawę terenu przy głównej drodze biegnącej przez Osinów. Choć działka była wyjątkowo atrakcyjna, do przetargu nikt się nie zgłosił, bo warunki były trudne. Burmistrz ogłosił więc rokowania. Stanęły do nich dwie firmy: Apexim AB oraz M. Obie należały do tego samego człowieka Adama B. W czerwcu 2009 r. burmistrz podpisał umowę dzierżawy przygranicznej działki z Apeximem, a potem dwa aneksy.


W dalszej części artykułu pojawia się pan X., który też żyje z paliwa. „Było tak. Pojechaliśmy z Adamem B. do burmistrza. Wiedziałem, po co jadę, bo Adam B. kazał mi przeliczyć pieniądze. To było równe 100 tys. euro. Od Adama wiedziałem, że to była łapówka za załatwienie sprawy z działką w Osinowie. Pieniądze były w torbie, przy nogach Adama B. Kiedy zostaliśmy we trójkę, Adam B. po prostu wręczył je Zarzyckiemu, mówiąc: Dziękuję serdecznie”. Według X. „kolejne 100 tys. euro burmistrz wziął od Adama B. za inną działkę – pod bazar. – Pojechałem na stawy do Zarzyckiego razem z niejakim J. Ja zostałem w samochodzie. On poszedł porozmawiać. Wziął ze sobą torbę ze 100 tys. euro. Wrócił bez niej”. X. twierdzi też, że „Adam B. zapłacił burmistrzowi jeszcze 30 tys. zł za zmianę planu zagospodarowania innej działki przy granicy, tak aby nie powstała na niej konkurencyjna stacja”.


Informacja o korupcji roznosi się z szybkością błyskawicy. Donoszą o niej największe media w Polsce. Prokuratura Apelacyjna w Szczecinie rozpoczyna śledztwo i przekazuje do prowadzenia miejscowej delegaturze CBA.

 

Zarzycki: – Dziennikarz nawet nie przyjechał do Cedyni, choć go zapraszałem i oferowałem dostęp do dokumentów.  Jedynie dzień przed publikacją zadzwonił i zapytał, czy to prawda, że wziąłem łapówki. Jestem pewien, że tekst miał już napisany – wspomina.

 

Jesteście świadkami bezwzględnej gry

Pamięta, jak tamtego dnia przyszedł do pracy. Miasto trzęsło się od plotek, domysłów, komentarzy. Adwersarze kserowali artykuł z gazety i roznosili po domach. Zarzycki zrobił zebranie, powiedział ludziom, że to wszystko kłamstwa. – Urzędnicy stanęli po mojej stronie. Mówili, że to kolejny zamach na mnie, że muszę być silny – mówi.

 

Wydał też oficjalne oświadczenie do mieszkańców, w którym napisał: „Staliście się mimowolnymi świadkami spektaklu bezwzględnej gry politycznej skierowanej przeciwko mojej osobie, a pośrednio i mojej rodzinie. Jak zapewne wiecie, celem tych ataków jestem od dawna – trzykrotnie obrzucano mi farbą dom, w internecie i gazetkach zamieszczane są plugastwa i wyzwiska pod adresem moim i moich współpracowników. Ludzie pozbawieni jakichkolwiek skrupułów, a dyszący jedynie chęcią przejęcia władzy i zemsty za to, że stoję przez cały czas na straży przestrzegania prawa, sięgnęli po broń zwyczajną dla nich – obmowę, potwarz i plotkę – broń tchórzy”.

 

Burmistrz wynajął prawnika, płacąc mu z własnej pensji. Ten złożył doniesienie do prokuratury, że Zarzycki został pomówiony na łamach prasy. Prokuratura sprawy jednak nie podjęła, bo trwało już śledztwo w sprawie o łapówkarstwo. I właśnie ono szybko zaczęło przynosić zaskakujące ustalenia.

 

Rzetelne śledztwo CBA

Przede wszystkim okazało się, że donos o przyjęciu przez burmistrza pieniędzy wpłynął do prokuratury już kilkanaście dni przed publikacją artykułu o „westernie paliwowym”. – Ci, co chcieli mnie zrzucić ze stanowiska, byli przekonani, że policja wyprowadzi mnie z domu w kajdankach. Ponoć nawet koczowali w pobliżu i obserwowali. A że nic takiego się nie stało, to poszli do mediów – komentuje dziś Zarzycki.

 

Pod donosem do prokuratury podpisał się m.in. Robert S., kiedyś ochroniarz właściciela stacji paliw i firmy Apexim AB Adama B., potem jego zaufany pracownik. To właśnie S. opisał szczegóły przekazywania burmistrzowi pieniędzy. CBA zaczęło je weryfikować. Szybko wyszło na jaw, że Robert S. miał ostry konflikt z Adamem B., bo ten dowiedział się, że S. fałszuje wskazania liczników na jego stacji paliw i, mówiąc oględnie, „przekręca” swojego mocodawcę na grubą kasę. Śledczy przesłuchali właścicieli konkurencyjnych stacji paliw, pracowników urzędu miasta i członków komisji rewizyjnej. W ich zeznaniach nie było nawet sugestii, że doszło do skorumpowania burmistrza. Przesłuchano też innych pracowników firmy Apexim AB, także tych, których Robert S. w donosie wskazał jako „dostarczycieli pieniędzy” dla burmistrza. Żaden nie potwierdził rewelacji, co więcej przypomnieli sobie, że Robert S. groził, że zaszkodzi firmie.

 

Agenci CBA nie poprzestali na zeznaniach świadków. Przeanalizowali dokumentację dotyczącą przetargów na dzierżawę działki pod stację paliw, przygotowywania i uchwalania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, a nawet z obrad rady miasta i posiedzeń komisji rewizyjnej. Nie znaleźli nieprawidłowości. CBA doszło w końcu przytomnie do wniosku, że Adamowi B. wręcz nie opłacałoby się dawać burmistrzowi łapówki, bo do przetargów na dzierżawę działki pod stację paliw nie zgłosił się żaden podmiot, a do rokowań jego firma Apexim AB stanęła jako jedyny oferent. Więc, mówiąc wprost, musiała wygrać.

 

Główny świadek nie żyje

Na sam koniec śledczy, nie informując, co już ustalili, przesłuchali burmistrza Zarzyckiego. Ten zaprzeczył, że wziął pieniądze. Powiedział, że Roberta S. doskonale zna od dziecięcych lat. Przyznał, że razem z nim pojechał do domu Adama B., ale dlatego, że właściciel Apeximu był sparaliżowany po wylewie, nie mógł się samodzielnie poruszać, nawet potrzebował tłumacza, aby się porozumieć, bo mówił z trudem i niewyraźnie. – Pojechałem do niego, bo to był ważny kontrahent dla gminy. Z B. spotykałem się zresztą kilka razy i tego nie ukrywam. To był schorowany człowiek, to byłoby nieludzkie kazać mu wciąż przyjeżdżać do urzędu – twierdzi dziś Zarzycki.

 

Pora na ważne wyjaśnienie. Adam B. został zamordowany na początku czerwca 2013 roku, jeszcze przed wybuchem zmyślonej afery łapówkarskiej. Zwłoki biznesmena znaleziono w jego domu w Zielonej Górze. Głównym podejrzanym jest jego ochroniarz, ale nie Robert S. Śledztwo w tej sprawie prowadzi wciąż Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze. Tak więc Robert S. oskarżając burmistrza o przyjęcie pieniędzy jako głównego świadka, wskazał człowieka, który już nie żył.

 

CBA doszło ostatecznie do wniosku, że Robert S. miał interes w pomawianiu zarówno swojego byłego pryncypała Adama B., jak i burmistrza. Do tego pierwszego S. miał żal, że gdy tamten wykrył oszustwa na stacji benzynowej, to wywalił S. z roboty pozbawiając źródła dochodów. A pomawiając go o konszachty z burmistrzem, liczył na to, że zostanie zatrudniony przez którąś z konkurencyjnych firm. Zakładał, że będzie im na rękę zdyskredytowanie zarówno firmy Apexim AB i jej nieżyjącego właściciela, jak i burmistrza, który organizując przetargi na dzierżawę działek w gminie i wpuszczając nowe firmy, rozbija monopol tych, które działają przy granicy.

 

Mając takie ustalenia, prokuratura śledztwo korupcyjne umorzyła. I wszczęła drugie… w sprawie składania fałszywych zeznań przez osoby, które donos na burmistrza złożyły i powiadomiły o przestępstwie, którego nie było.

 

Gdybym zrezygnował, byłbym tchórzem

Z burmistrzem Adamem Zarzyckim spotykam się w jego gabinecie. Opowiada o wojnie o handel na pograniczu. – Dlaczego komuś tak bardzo zależało na tym, żeby pana zniszczyć? – pytam.

– Bo gdyby zmieniła się władza, nowy burmistrz, widząc co się dzieje, pewnie wykonywałby polecenia tych, którzy pociągają za sznurki. Nie wydzierżawiałby działek przy granicy, pozwoliłby robić interesy tym, którzy już tu są – pada odpowiedź.

 

– Dlaczego wydzierżawia pan działki pod kolejne targowiska i stacje paliw?

– Bo konkurencja rozbija monopol. Znam przygraniczne miasteczka, gdzie działało jedno targowisko. Handel w końcu tam padł. Nie będzie monopolu, to oferta będzie lepsza, przyciągnie więcej klientów, poprawi się sytuacja osób, które na targowiskach ciężko pracują.

 

– Wpuszczając konkurencję doprowadził pan do wojny.

– Największa wojna jest wtedy, gdy jest monopol. Teraz emocje powinny zacząć wygasać – mówi Zarzycki.

 

– Nie żałuje pan, że przyszedł do samorządu?

– Tego akurat żałuję. Prowadziłem firmę budowlaną, dobrze mi się żyło. Gdy wybuchła afera łapówkarska moja rodzina przeżyła gehennę. Gdy obrzucano farbą, żona żyła w ogromnym strachu. Tego nie da się opisać.

 

– Może trzeba było zrezygnować?

– Nie! To byłoby przyznanie się do winy. Tchórzostwo. Po tym, jak w gazecie ukazał się artykuł z pomówieniami, mieszkańcy nie szczędzili mi słów wsparcia. Podobnie podwładni w urzędzie. Wiem, że jestem im potrzebny.

 

Konkurencja uratuje Osinów

Wsiadamy do samochodu, jedziemy do Osinowa. Burmistrz pokazuje działki, o które toczyła się wojna. Pokazuje stację paliw należącą do Apeximu AB, której budowa stała się źródłem korupcyjnych oskarżeń. Pokazuje plac przy drodze, na którym powstanie nowe prywatne targowisko na działce wydzierżawionej przez gminę. Tuż za nim działa zresztą inne, urządzone w halach dawnej fabryki celulozy, należących dziś do biznesmena z Niemiec. Gdy powstanie nowe, Niemiec na pewno trochę straci. Ale zacznie się walka na ceny. Zdrowa walka.

 

Gminne targowisko w Osinowie

 

Burmistrz opowiada o nieuczciwych umowach podpisywanych przez prywatnych przedsiębiorców z kupcami, o transakcjach zawieranych pod stołem. Kupcy nie mając wyboru, musieli godzić się na proponowane z góry warunki. Gdy targowisk będzie kilka, konkurencja wymusi zdrowszą rywalizację.

 

Jedziemy też na gminne targowisko – tak w okolicy nazywane, bo działa na gminnym gruncie dzierżawionym przez nowego przedsiębiorcę. Nic nie załatwia się już tu na gębę. Dzierżawca poprawił nawierzchnię, zbudował odwodnienie, postawił toalety. Płaci gminie czynsz w uzgodnionych ratach, bez opóźnień. – Wolę dzierżawić działki niż sprzedawać. Gmina ma z tego przyzwoite pieniądze co miesiąc – mówi burmistrz.

Przy drodze stanie McDonald's. Na kolejnej wydzierżawionej przez gminę działce. To też nie w smak niektórym przedsiębiorcom.

 

– Wystartuje pan na piątą kadencję? – pytam.

– Oczywiście. Nie będę realizował scenariusza napisanego przez adwersarzy. W Osinowie powinien już zapanować spokój. A ja mam trochę planów, chcę ścieżkę rowerową zbudować, postawić na turystykę. Ściągnąć inwestorów, którzy uruchomią w gminie produkcję i stworzą stabilne miejsca pracy, bo handel i usługi to za mało – odpowiada.

 

– Co na to rodzina?

– Córka jest przeciwna. Żona zresztą też. Staram się o tym z nią nie rozmawiać, bo jak pojawia się temat, zaczyna się nieprzyjemna wymiana zdań. Ja ją rozumiem. Ale spotykam się z takimi przejawami poparcia od mieszkańców, którzy mówią, że bronię ich przed mafią, że nie mam wyboru.

TAGI: budżet jst, fundusze unijne, nieruchomości, obiekty budowlane, postępowanie administracyjne, reportaż, wybory,

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane