W samorządach

Gdańsk: Sposób na stare podwórka

Miasto wykłada pieniądze na rewitalizację podwórek, które przylegają do prywatnych budynków administrowanych przez wspólnoty mieszkaniowe.

Czy nie lepiej byłoby przekazać podwórka wspólnotom mieszkaniowym za symboliczną złotówkę i pozwolić im samodzielnie je porządkować? – Otóż nie! My wspieramy inicjatywy sąsiedzkie. Trudno sobie wyobrazić, że właściciele mieszkań dobrowolnie oskładkują się, by uzbierać dziesiątki tysięcy złotych – bo takie kwoty są niezbędne – i wykonają poważniejsze prace. Tym bardziej że mają inne potrzeby: remonty dachów, klatek schodowych, wymianę okien, termomodernizację – tłumaczy Małgorzata Góra, członek Zespołu ds. Podwórek w Gdańskim Zarządzie Nieruchomości Komunalnych .

 

Zazwyczaj ludzie nie mają świadomości, że podwórka to miejsce, na które mają wpływ. Przeciwnie, oczekują, że to miasto zainwestuje w estetykę i wyposażenie. Wiele osób wręcz telefonuje do różnych wydziałów urzędu miasta z prośbami o interwencję, że przy śmietniku gromadzą się podejrzane osoby, brudzą i dewastują, chcą żeby to miejskie instytucje coś z tym zrobiły. Ale przecież nie da się postawić na każdym podwórku pracownika, by pilnował porządku. Dlatego postanowiono przekazać inicjatywę wspólnotom, niech ludzie sami decydują, jak podwórko ma wyglądać, co się tam znajdzie, niech zaczną o nie dbać, z niego korzystać i poczują się za nie odpowiedzialni.

 

Jak zdobyć pieniądze od miasta

Przyjęto założenie, że pomoc obejmie podwórka na gruntach miejskich przylegające do terenów wspólnot mieszkaniowych. Jeżeli budynek jest w 100 proc. prywatny i ma już wykupioną działkę przyległą, gmina nie ma prawa się nim zajmować. Jednak właścicielom kamienic i mieszkań często posprzedawano grunt po obrysie budynku, zaś podwórka pozostały własnością miasta. I stwarzają problem z utrzymaniem porządku, pielęgnacją zieleni, koszeniem trawy. Są duże, mają od 300 mkw. do nawet 3 tysięcy. Właśnie na nie miasto asygnuje pieniądze. Spore, do 65 tys. zł na podwórko, w ramach cyklicznego programu.

 

Co wspólnota musi zrobić, żeby je zdobyć? – Zaczyna od kontaktu z nami i złożenia wniosku, że chce uczestniczyć w programie „Wspólne podwórko” – mówi Małgorzata Góra. – Wtedy pałeczkę przejmujemy my, czyli Zespół ds. Podwórek. Organizujemy spotkanie z mieszkańcami, na którym tłumaczymy zasady, wysłuchujemy próśb i żalów, pokazujemy, co można osiągnąć i jaki może być końcowy efekt współpracy. Następnie musimy wytyczyć teren przyległy, zwymiarować, zapytać wydział planowania w urzędzie miasta o koncepcję zagospodarowania, sprawdzić, czy nie ma żadnych ograniczeń, jakiejś podpisanej umowy, np. na parkowanie samochodu. Gdy to zrobimy, przygotowujemy umowę o przekazanie podwórka w dzierżawę wspólnocie mieszkaniowej. Wspólnota musi oczywiście przedtem podjąć uchwałę, że się na taką dzierżawę zgadza.

 

Czasem z podwórka korzysta wiele wspólnot, zdarza się, że w jednym budynku jest ich kilka i każda zarządza jedną klatką schodową. W takiej sytuacji jest kilka rozwiązań. Oczywiście najlepiej, jeśli inicjatywę wejścia do programu wykażą wszystkie wspólnoty – wtedy podpiszą z Gdańskim Zarządem Nieruchomości Komunalnych umowy współdzierżawy. Jeżeli tak się nie stanie, GZNK jest w stanie wydzielić z podwórka część przynależną konkretnej wspólnocie i ją wydzierżawić. Wtedy pieniądze będą asygnowane na konkretny fragment działki. Ale żeby zachęcić mieszkańców do współpracy, przygotowano odrębny program „Podwórka kwartałowe”, w którym zakłada się dzierżawę podwórek dla co najmniej pięciu wspólnot.

 

Wspólnota sama robi projekt

Kiedy wspólnota mieszkaniowa uchwałę już podjęła i umowa dzierżawy została podpisana, rusza najważniejszy i najtrudniejszy dla niej etap. Musi na własny koszt przygotować projekt zagospodarowania wraz z kosztorysem prac i przedmiarem robót oraz zdobyć wszystkie pozwolenia i uzgodnienia, w tym pozwolenie na budowę. Musi też złożyć oświadczenie woli o samodzielnym rozwiązaniu ewentualnych konfliktów sąsiedzkich lub ich braku. Ale nie jest tak, że wspólnota jest pozostawiona sama sobie. Pracownicy Zespołu ds. Podwórek służą radą, podpowiadają, gdzie i do kogo się zwrócić, uczulają, że jeśli jest potrzeba wycięcia drzewa, to trzeba uzyskać na to zgodę. Są w stanie nawet udostępnić listę biur projektowych, z usług których wspólnota może skorzystać. Są na niej firmy już przetestowane, jak i adresy z internetu, by nie zostać posądzonym o tzw. kumoterstwo.

 

Przygotowanie projektu to dla wspólnoty mieszkaniowej wydatek od 500 do nawet 10 tys. zł, w zależności od wielkości podwórka i złożoności planowanej inwestycji. Do tego oczywiście trzeba doliczyć drobniejsze opłaty administracyjne, no i czas poświęcony na załatwienie pozwoleń.

 

Dlaczego to wspólnota, nie miasto, musi wziąć na siebie ciężar biurokracji na tym etapie? – To celowe działanie. Chcemy, żeby ludzie nawiązali między sobą kontakt, zorganizowali się, zaczęli rozmawiać i ustalili, czego chcą. Takie współdziałanie wymaga wyłonienia lidera i okazuje się, że często nie jest nim zarządca wspólnoty – opowiada Małgorzata Góra. – Na początku jest tak, że każdy właściciel mieszkania ciągnie w swoją stronę. Jeden chce mieć klomb, drugi więcej miejsc parkingowych, ktoś inny mały plac zabaw i ławeczki. Gdybyśmy to my narzucili koncepcję zagospodarowania, zawsze część osób byłaby niezadowolona. Bo a to postawimy nie taką ławeczkę, a to kosz na śmieci znajdzie się w niewłaściwym miejscu, a to stolik będzie niewygodny. Dlatego mieszkańcy sami muszą wypracować kompromis, który zaowocuje profesjonalnym projektem. Jest jeszcze jeden powód. Gdy już podwórko zostanie wyremontowane, to mieszkańcy, którzy wcześniej włożyli tyle trudu w osiągnięcie porozumienia, będą o nie dbać. Zupełnie inaczej podchodzi się do efektów własnej pracy, a inaczej do czegoś, co zostało po prostu przywiezione i zamontowane – dodaje Góra.

 

Co zrobić za 65 tys. zł

W końcu przychodzi moment, że wspólnoty przygotowały projekt i zdobyły pozwolenia. Jeżeli zakwalifikowały się do konkursowego programu, to Gdański Zarząd Nieruchomości Komunalnych ogłasza przetarg na wykonawcę prac i finansuje je do ustalonego limitu. A za 65 tys. zł można zrobić naprawdę sporo. Na przykład ogrodzić działkę o powierzchni 1000 mkw., zamontować bramę i dwie furtki, postawić dwa stoliki dla dzieci z blatami do gier planszowych oraz stół do ping-ponga. To przykład konkretnej realizacji. Albo częściowo ogrodzić podwórko o powierzchni 2000 mkw. usytuowane między blokami plus zbudować miejsca parkingowe wraz z dojazdem do nich. Można urządzić tereny zielone, kupić i posadzić piękną zieleń, oświetlić teren.

 

Na jednym z gdańskich podwórek projektant zasugerował lampy solarne. Nie wymagały ciągnięcia kabli, jeszcze w październiku, gdy dzień był dłuższy, potrafiły po naładowaniu świecić aż do czwartej nad ranem, teraz, zimą, jest troszkę gorzej, palą się od zmierzchu do około godz. 23, ale w sumie zdają egzamin. Jedno z podwórek wymyśliło, że nasadzi sobie lawendy. Nie dość że ozdobna, to jeszcze pięknie pachnie i odstrasza komary. Ludzie na etapie tworzenia projektu podpatrują różne rozwiązania, nawiązuje się współpraca nawet między wspólnotami.

 

Są też ograniczenia. Miasto nie zgadza się na finansowanie kompleksowych placów zabaw na podwórkach, bo wymagają wielu atestów i nie może brać odpowiedzialności za prawidłową eksploatację urządzeń. Ale na pojedyncze elementy jak najbardziej, np. sprężynowce dla dzieci albo jakieś urządzenia siłowni plenerowej. Nie finansuje oczek wodnych oraz fontann, bo to oznaczałoby większą ingerencję w infrastrukturę, meliorację, czyszczenie. Ani kapliczek, bo trzeba pamiętać, że ludzie mają różny światopogląd. Nie realizuje też żadnych pomysłów wiążących się z połączeniem z budynkiem. Jeżeli na przykład wspólnota chce mieć furtkę z domofonem, to po jej stronie będzie leżało przyłączenie jej do instalacji. Jeśli monitoring – to za okablowanie zewnętrzne i kamery może zapłacić miasto, ale przyłączyć je do źródła prądu również musi wspólnota.

 

Okazuje się, że w całym tym przedsięwzięciu najtrudniej jest zmienić nastawienie ludzi i przekonać, że podwórko to ich wspólne dobro. Małgorzata Góra: – Dużo czasu poświęcamy na uświadamianie. Tłumaczymy, że my sfinansujemy remont, ale o jego efekty ludzie muszą zadbać sami. Jeśli sfinansujemy nasadzenia, to krzaczki trzeba podlewać. Zdarzyło się, że członkowie wspólnoty przyszli z reklamacją, że wszystkie rośliny uschły. Wykonawca, który na swoje roboty musi dać dwa lata gwarancji, pojechał na miejsce i okazało się, że uschły nie dlatego, że zostały zainfekowane chorobą, tylko całymi miesiącami nikt nie zadbał o nie.

 

Zyskują i mieszkańcy, i władze miasta

Ale zainteresowanie uczestnictwem w programach dotyczących podwórek wzrasta w Gdańsku lawinowo. W pierwszej edycji, cztery lata temu, wyremontowanych zostało 8 podwórek, w kolejnym roku 21, w 2016 roku w ramach programu „Wspólne podwórko” było 49 realizacji, plus 3 w „Podwórku kwartałowym” oraz 6 w programie „Zagospodarowanie podwórek Głównego Miasta”. Ten ostatni program dedykowany jest mieszkańcom starówki i zasady partycypacji w nim są nieco inne – to Zespół ds. Podwórek GZBK zleca i finansuje wykonanie projektu obejmującego domknięcie podwórka od strony przestrzeni publicznej, budowę altany śmietnikowej, silosów na odpady komunalne oraz dojazdu do nich. To domknięcie podwórka jest ważne, bo Główne Miasto to miejsce wzmożonego ruchu turystycznego i goście często wchodzą na podwórka nie po to, by podziwiać urok kamienic, ale żeby załatwić swoje potrzeby. Właśnie trwa kolejna edycja programów, na 2017 rok. GZNK ma podpisanych aż 170 umów dzierżawy i współdzierżawy, a szykuje się około 200 wniosków do realizacji. Już wiadomo, że nie będzie można wszystkiego przerobić. Limit wyznaczają przede wszystkim fundusze od miasta. W 2016 roku na granty wyasygnowano 3,7 mln zł. Na 2017 rok jest nieco mniej, ponad 2 mln zł. Zrealizowanych zostanie więc około 20 wniosków w programie „Wspólne podwórko” i 10 na Głównym Mieście.

 

Tak dużo wniosków powoduje, że wprowadzone zostały kryteria wyboru projektów do realizacji. W regulaminie określona jest punktacja za poszczególne elementy projektu zagospodarowania. Co roku tabela się zmienia, aby promować określone pomysły. Przede wszystkim wybierane są te podwórka, dla których będzie to pierwszy udział w programie. Można przecież startować co roku z projektami coraz bardziej zaawansowanych modernizacji. Premiowana jest budowa punktu gromadzenia odpadów komunalnych, bo to element polityki miasta na rzecz poprawy skuteczności sortowania śmieci. Wykluczane są pomysły stawiania ogrodzeń tam, gdzie ich nigdy wcześniej nie było – ludzie zaczęli szatkować sobie podwórka, a to rodzi konflikty. Są punkty za zróżnicowaną architekturę, czyli gdy przewidziano na przykład urządzenie do zabawy, ławkę, stolik i kosz na śmieci. Premiowane są zazielenienia, żeby powstawało więcej terenów zielonych niż miejsc do parkowania – nie można robić z podwórek parkingów. Oceniana jest też kompletność dokumentacji.

 

Ostatecznie zyskują wszyscy. Mieszkańcy mają piękne podwórka, a Gdańsk buduje wizerunek miasta przyjaznego i dbającego o jakość przestrzeni publicznej. – Podwórko to przestrzeń sąsiedzka. Dlatego dla nas największym zyskiem są relacje społeczne. Ludzie integrują się, wychodzą do siebie, rodzą się więzi. Gdy już mają zagospodarowane podwórko, sami zaczynają się zastanawiać, co ulepszyć, co dodać, żeby mieszkało się jeszcze lepiej. Ukwiecają balkony, kupują sadzonki na klomby. Jak mówią nasza architekt Paulina Borysewicz oraz prezydent Gdańska: podwórko to inkubator kapitału społecznego – podsumowuje Małgorzata Góra.

TAGI: dobre praktyki, finanse samorządowe, polityka miejska, prezydent miasta, dotacja, obiekty budowlane, rewitalizacja,

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane