W samorządach

Miasto zyskuje na dobrych relacjach z biznesem

Analizujemy trendy w gospodarce, starając się zdywersyfikować kierunki rozwoju miasta. Obniżyliśmy maksymalne stawki podatku dla przedsiębiorców z branży transportowej na ciągniki siodłowe i naczepy. Dzięki temu kolejne firmy rejestrują się u nas, zwiększając naszą bazę podatkową. Potrzeba nam teraz umysłowych stanowisk pracy. Zastanawiamy się, jak doprowadzić do budowy biurowców– mówi Sławomir Kowalewski, burmistrz Mławy. Krytykuje jednocześnie rządowe plany ograniczenia liczby kadencji i odpiera zarzuty, że samorząd jest pełen układów.

Jest pan zapewne jedynym w Polsce kolarzem szosowym, który został burmistrzem.

Z wykształcenia jestem nauczycielem wychowania fizycznego, ale byłem też zawodnikiem MKS Jurand Ciechanów i CWKS Legia Warszawa, kolarzem szosowym. Ścigałem się z najlepszymi w Polsce, m.in. Langiem, Szurkowskim, Piaseckim, Michalakiem.

 

Czyli indywidualista z pana.

Większość ludzi uważa, że kolarstwo to sport indywidualny. Nic bardziej mylnego. W drużynie każdy ma przypisaną rolę i za wywiązanie się z niej jest rozliczany przez trenera oraz kolegów. Nie liczy się tylko indywidualny wynik, bo każdy pracuje na lidera. Oczywiście w jakimś stopniu jestem indywidualistą, ale ze skrzywieniem na pracę w zespole. Uważam, że potrafię pociągnąć ludzi w trudnych sytuacjach. Sport pozwolił mi wypracować pewną cechę – gdy jest ciężko, to czuję dodatkową motywację, jeszcze bardziej się mobilizuję. Zbudowałem w urzędzie wspaniały zespół. Wiem, że gdy jest do zrobienia coś pilnego, to zegarki chowamy do szuflady. Nie liczymy czasu, nie ma znaczenia że jest po szesnastej, albo weekend. Działamy razem.

 

Jak ze świata sportu trafił pan do polityki?

Jestem samorządowcem, nigdy nawet przez chwilę nie byłem w żadnej partii politycznej i tego, co robię teraz, też z polityką nie wiążę. Moją partią jest Mława, a moimi prezesami mieszkańcy. Oni rozliczają mnie nie tylko co cztery lata, ale każdego dnia. A wracając do pańskiego pytania, na początku pracowałem w szkole, a w 2002 roku wygrałem konkurs na dyrektora hali sportowej. Zacząłem organizować życie rekreacyjne i sportowe, większe i mniejsze imprezy. Była i gala boksu, i turnieje tańca. W ten sposób zyskałem popularność i gdy w 2006 roku postanowiłem zawalczyć w wyborach, udało mi się pokonać w drugiej turze urzędującego burmistrza, który notabene dziś jest radnym.

 

Jest pan trzecią kadencję i możliwe, że ostatnią, jeśli PiS przeforsuje pomysł ograniczenia do dwóch liczby kadencji w samorządzie.

Powiem więcej: docierają do mnie głosy, że i obecna kadencja może zostać skrócona. Ale ja pracuję normalnie, jestem zaprogramowany, że wybory odbędą się jesienią 2018 roku. Takie ograniczenia w sprawowaniu funkcji byłyby bardzo krzywdzące dla samorządów. Spotykam się często z kolegami prezydentami, burmistrzami i wójtami z całego kraju. I kiedy słyszę, że ktoś sprawuje urząd już pięć czy siedem kadencji, myślę sobie: to dopiero jest marka. To znaczy, że ludzie weryfikują go pozytywnie tyle lat... Czyli sprawdził się, ma sukcesy, kocha miasto, w którym pracuje, ma zapał i doświadczenie. Pamiętam swoje początki na tym stanowisku. Po wygranej złapałem się za głowę. Jak ja wszystkiemu podołam? Na telefonie miałem wyświetlonych dziesiątki nieodebranych połączeń od ludzi, którzy chcieli mi pogratulować, ale i polecić się do pracy. Pierwsze tygodnie to była solidna nauka samorządności. W ogóle cała pierwsza kadencja to poznawanie tego świata, stopniowe rozwijanie skrzydeł. Dopiero w drugiej można zacząć realizować większe plany rozwojowe. A w trzeciej zacząć myśleć o sobie jako o w miarę doświadczonym samorządowcu.

 

Wszystko wskazuje, że opór nic nie da i partia rządząca wprowadzi zapowiadane ograniczenia.

To byłaby dla nas wielka krzywda. I dowód, że chodzi tylko o politykę i władzę. W samorządzie pełni się służbę, a nie pracuje. Stwierdzenia polityków o jakichś zastygłych układach są nieprawdziwe i bolesne. Nie wolno wszystkich wrzucać do jednego worka. Liczę się z tym, że w wyborach mieszkańcy mogą mnie negatywnie zweryfikować, ale zrobią to oni, nie politycy. Jeśli liczba kadencji zostanie ograniczona do dwóch, to w pierwszej samorządowiec będzie się uczył, a w drugiej zajmie się szukaniem sobie pracy. Zabraknie mu motywacji. Nie można porównywać wójta, burmistrza czy prezydenta miasta do prezydenta kraju. Ja jestem w bezpośrednim kontakcie z ludźmi i na służbie przez 24 godziny 7 dni w tygodniu. Mówię zawsze żonie, żeby się nie denerwowała, kiedy jesteśmy na spacerze i ktoś zagaduje nas na ulicy, pyta o ważne dla niego sprawy. Taki kontakt jest dla mnie bardzo cenny, poznaję problemy ludzi, nie odrywam się od ziemi, żyję tym miastem. Uliczne spotkania to jednocześnie wyraz zaufania do mnie. To nie jest uprawianie polityki, a służba publiczna. I doszukiwanie się tutaj jakichś układów, które trzeba przerwać, jest nie na miejscu. Poza tym ostatnie wybory samorządowe pokazały, że nie ma kogoś takiego, jak samorządowiec niezatapialny. Kilku prezydentów, wydawałoby się nie do ruszenia, przegrało, bo tak zdecydowali mieszkańcy.

 

Sportowcy mają zapisaną w genach skłonność do ryzyka. Czy porywanie się na partnerstwo publiczno-prywatne w Mławie nie było tego przejawem?

To bardzo starannie przeanalizowana i przygotowana strategia inwestycyjna. Jedną z pilniejszych potrzeb naszego miasta było uporządkowanie gospodarki wodnościekowej. Konkretnie budowa nowoczesnej oczyszczalni ścieków i kilkudziesięciu kilometrów kolektorów sanitarnych. Kosztorysowa wartość oczyszczalni to 50 mln zł, a 20 km kolektorów – 27 mln zł. Razem 77 milionów. Około połowy pozyskalibyśmy jako dofinansowanie. Ale przy budżecie miasta w wysokości 125 mln oznaczałoby to czasową rezygnację z innych inwestycji. Tymczasem ludzie cały czas oczekują nowych chodników, remontów ulic, rewitalizacji miasta.

 

Można zaciągnąć kredyt komercyjny.

I zadłużyć miasto. Był nawet taki głos w radzie. Ale ja tego nie chcę. Formułą PPP interesowałem się od wielu lat i udało mi się do niej przekonać zarówno kierownictwo urzędu, jak i radnych. W dobrze przygotowanym przedsięwzięciu realizowanym w PPP korzyści i ryzyka są rozłożone równomiernie pomiędzy podmiot publiczny i prywatny. Korzyścią dla nas będzie nowa oczyszczalnia, wyposażona w nowoczesną technologię, dobrze zarządzana. Aby wszystko perfekcyjnie przygotować, wyłoniliśmy firmę doradczą. Musieliśmy mieć pewność, że cała umowa, każdy jej paragraf będzie zgodny z prawem i prawidłowo zabezpieczy interesy miasta. Procedurę przetargową mamy już za sobą. W maju lub czerwcu nastąpi wmurowanie kamienia węgielnego pod budowę. Prywatna firma zrealizuje inwestycję i przez 30 lat będzie dzierżawić oczyszczalnię, a jej przychód stanowić będą opłaty od mieszkańców za oczyszczone ścieki. Wysokość opłaty została ustalona na 3,65 zł brutto za metr sześcienny. Do tego należy doliczyć opłatę za przesył naliczaną przez naszą spółkę wodociągową. Łączna cena wynosi zatem 6,11 zł brutto za metr sześć. Dla statystycznej rodziny, jak oszacowaliśmy, oznacza to wzrost miesięcznych opłat o 17 zł. Ale pamiętajmy, że gdybyśmy na inwestycję zaciągnęli kredyt albo wyemitowali obligacje, to podwyżka też byłaby nieunikniona, i niewykluczone, że jej skala byłaby jeszcze wyższa. Ale i tak po zmianie Mława plasuje się, pod względem wysokości stawki, poniżej środka tabeli wśród podobnych miast w Polsce. Specyfika każdej jednostki samorządowej jest inna, my potrzebujemy oczyszczalni na naszą miarę, spełniającej standardy i wymogi ochrony środowiska. Dzięki PPP taki obiekt dostaniemy nie wykładając na niego złotówki z budżetu. I będziemy mogli skoncentrować się na rozbudowie sieci kolektorów sanitarnych, bo dziś około 60 proc. gospodarstw domowych podłączonych jest do kanalizacji zbiorczej. Zdecydowanie za mało. Wiele szamb jest nieszczelnych, ścieki przedostają się do wód gruntowych, zanieczyszczając środowisko.

 

Moim zdaniem Mławę można nazwać szczęściarzem. Macie koreańską fabrykę LG, Chińczycy zainwestowali w spółkę Novago przetwarzającą odpady i jest to największa z dotychczasowym inwestycji Państwa Środka w Polsce. Firma drobiarska Wipasz zatrudnia już około tysiąca osób, a jej zakład uchodzi za jeden z najnowocześniejszych w Europie. Miasto podpisało umowę w formule PPP ze spółką Grupy SUEZ. 30-tysięczna Mława nie musi chyba już walczyć o ściągnięcie biznesu.

Przeciwnie, nie możemy sobie pozwolić na bezczynność. Analizujemy trendy w biznesie, starając się zdywersyfikować kierunki gospodarczego rozwoju. Na przykład obniżyliśmy maksymalne stawki podatku dla przedsiębiorców z branży transportowej na ciągniki siodłowe i naczepy. Dzięki temu kolejne firmy rejestrują się u nas, zwiększając naszą bazę podatkową. Potrzeba nam teraz umysłowych stanowisk pracy. Zastanawiamy się, jak doprowadzić do budowy biurowców w Mławie. W 2007 roku zainicjowałem uruchomienie kierunku elektronika i informatyka w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Ciechanowie i Mławie. Współpraca w trójkącie samorząd – biznes – nauka jest najbardziej efektywna. Staliśmy się znaczącym w regionie ośrodkiem pracy. Ludzie przyjeżdżają do naszych zakładów z miejsc oddalonych nawet o kilkadziesiąt kilometrów. Po raz pierwszy spółki LG i Wipasz musiały nawet posiłkować się pracownikami z Ukrainy. To coś niesamowitego. Ale o biznes trzeba dbać cały czas, być gotowym na spotkania o każdej porze doby, zdarzyło mi się przerwać urlop, bo prezes LG miał pilny problem i potrzebował kontaktu ze mną. Równocześnie cały czas pamiętam, że solą tej ziemi są małe i średnie przedsiębiorstwa.

 

Czego oprócz dyspozycyjności pracowników i kierownictwa urzędu oczekują potężni zagraniczni inwestorzy?

Pamiętam pierwsze spotkanie z prezesem koncernu LG w grudniu 2006 roku, tuż po tym, jak zostałem burmistrzem. Opowiadał mi wtedy o swoich oczekiwaniach. Na pierwszym miejscu oczywiście była infrastruktura: drogi, parkingi, ale na kolejnych pozycjach oferta rekreacyjna dla pracowników. Czyli pływalnie, hale sportowe, kino. Ludzie muszą mieć przestrzeń do życia. Niedawno zakończyliśmy pierwszy etap rewitalizacji domu kultury. Kupiliśmy do kina nowoczesny projektor pozwalający wyświetlać filmy w technologii 3D. Przygotowaliśmy bardzo rozbudowaną ofertę zajęć dla dzieci i młodzieży. Dom kultury jest dziś oblegany. Rozbudowaliśmy bazę Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Dziś to zespoły boisk, strefa fitness, plenerowe miejsca ćwiczeń dla dzieci, nastolatków i seniorów oraz rekreacji dla całych rodzin. Mława coraz bardziej potrzebuje restauracji, pubów, kawiarni. Tego akurat miasto nie może zapewnić wprost, ale przygotujemy system zachęt podatkowych dla przedstawicieli branży restauracyjnej. Mamy już nawet pierwszego inwestora, który w kamienicy w centrum zamierza otworzyć hotel i restaurację. Przez cały rok w mieście coś się dzieje, największe imprezy to lipcowe Dni Mławy z koncertami z udziałem największych gwiazd polskiej estrady, a w ostatni weekend sierpnia dwudniowa rekonstrukcja Bitwy pod Mławą z 1939 r., która przyciąga do nas miłośników historii z całego kraju. Towarzyszy jej niezwykła pirotechnika, wyczyny pilotów, pokaz szarży kawalerzystów. To jedno z największych widowisk historycznych w Europie, przy okazji którego odbywają się warsztaty historyczne i widowiska teatralne.

 

Skoro Mława tak dynamicznie się rozwija i potrafi skutecznie się promować, dlaczego wprowadziliście w mieście bezpłatną komunikację?

Bezpłatną tylko dla posiadaczy Karty Mławiaka, wydawanej osobom zameldowanym w Mławie. To z jednej strony zachęta do zamieszkania u nas i odprowadzania u nas podatków, a z drugiej krok w kierunku budowy przyjaznego miasta. Przyjaznego dla środowiska i budżetów rodzinnych. Wcześniej komunikację organizował PKS, linie traktował komercyjnie, jednorazowy bilet kosztował aż 3,80 zł, a firma planowała jeszcze podwyżkę ceny. W efekcie coraz mniej ludzi z autobusów korzystało. Postanowiłem, że komunikację zorganizuje miasto, na zasadzie zakupu usługi. Nie będziemy inwestować w tabor, ale opracujemy trasy, rozkłady jazdy i zapłacimy przewoźnikowi wyłonionemu w przetargu. Efekt przeszedł nasze oczekiwania. Liczba pasażerów wzrosła 10-krotnie. Dzieciaki zaczęły autobusami jeździć na zajęcia, do kolegów, a starsi ludzie na zakupy. Mława ożywiła się. Zlikwidowaliśmy bariery, zmniejszyliśmy dystans między ludźmi i otworzyliśmy ich na ofertę miasta. Dla emeryta bilet za 3,80 zł i drugie tyle na powrót był nie do udźwignięcia. Wydaliśmy już blisko 11 tys. Kart Mławiaka. A ci co karty nie mają, za bilet płacą, ale jedynie 2 zł. Przewoźnik już wymienił część taboru, 42-osobowe busy zastąpiły duże, 100-osobowe autobusy, ze względu na duże zainteresowanie pasażerów.

 

To co jeszcze jest do zrobienia w Mławie?

Inwestycje typowe dla wszystkich miast, nie będę ich wyliczał, bo są oczywiste. Wysoko na tej liście jest na pewno walka ze smogiem. Nie chcemy czekać aż Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska uruchomi jakieś środki, więc sami opracujemy i chcemy wdrożyć system dopłat dla mieszkańców do wymiany systemów grzewczych. A tak w ogóle marzę o większym zaangażowaniu społecznym mieszkańców, większej trosce z ich strony o otoczenie. Ciągle jeszcze pokutuje u nas podział na „my” i „oni”. Próbą przełamania tej pasywności jest budżet obywatelski. Właśnie trwa druga edycja. Do pierwszej mieszkańcy podeszli bardzo ostrożnie, ale gdy zobaczyli, że plac zabaw, na który zagłosowali, naprawdę powstał, to w drugiej edycji przybyło ciekawych projektów i głosów mieszkańców. Przedsiębiorczości nam nie brakuje. Wie pan, że gdy na ulicach w Polsce pojawiły się pierwsze cztery Porshe Cayenne, to aż trzy były na naszych ulicach? Dlatego myślę o Mławie jako o mieście sukcesu, w którym po prostu dobrze się żyje. 

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane