W samorządach

Nowotki i innych zdrajców już u nas nie ma

Z prezydentem Ostrołęki Januszem Kotowskim rozmawiamy o polityce historycznej miasta, muzeum Żołnierzy Wyklętych, repatriantach i darmowej komunikacji.

Ostrołęka – miasto Żołnierzy Wyklętych. Podobałaby się panu taka etykieta?

Jak najbardziej, chociaż nie chciałbym, żeby to było jedyne określenie. Staram się znaleźć równowagę pomiędzy działaniami na rzecz rozwoju gospodarczego miasta a szukaniem korzeni i tożsamości. Ziemia ostrołęcka jest wyjątkowa. Wielu zabytków tu nie znajdziemy. Niemal cała wartościowa substancja architektoniczna zaginęła w wojnach i powstaniach. Architekturą się nie pochwalimy i turystów w ten sposób nie przyciągniemy, ale jeżeli chodzi o ludzi, to mamy zarówno piękne historie w przeszłości, jak i bardzo obywatelską postawę obecnych mieszkańców.

 

Co wtorek przyjmuję po trzydzieści kilka osób z różnymi problemami i widzę, że są naprawdę przywiązane do spraw najważniejszych. Wiary w Boga, tradycji, szacunku do ziemi ojczystej. Co jednak nie oznacza, że mieszkańcy są potulni i zgodni. Nie. Większość ziemi ostrołęckiej to Kurpiowszczyzna. Ludzie bywają trudni, potrafią się kłócić, spierać i być uparci. Jeszcze z dzieciństwa pamiętam, że żadne wesele nie odbyło się bez potyczki pomiędzy grupą ze strony panny młodej a pana młodego. Wszystko kończyło się jednak wspólną zabawą.

 

Na czym polega ta równowaga, której pan szuka?

W moim przekonaniu z przywiązania do rzeczy najważniejszych: Ojczyzny, Boga, tradycji, mogą płynąć motywacje do codziennej pracy. To dobra motywacja dla nauczycieli, urzędników, społeczników, także dla mnie, ale i dla lokalnych  przedsiębiorców. Bez tego nie byłoby takiego zaangażowania w to, co robimy. Przez ostatnie lata zbudowaliśmy piękny basen i nowoczesną stację segregacji odpadów, kilkanaście boisk i nową salę kinową. Zbudowaliśmy i przebudowaliśmy prawie sto ulic.

 

Dlaczego żołnierze wyklęci?

Nasze odwołanie się do żołnierzy podziemia niepodległościowego po 1945 roku nie jest przypadkowe. W naszych okolicach opór przeciwko władzy ludowej był jednym z najsilniejszych i najdłuższych w kraju. Nie dlatego, że żołnierze, którzy tu walczyli, byli najdzielniejsi. Byli bohaterscy, ale przetrwali tak długo, ponieważ cały czas wspierała ich miejscowa ludność. Opór tutaj był powszechny do lat 50. Świadczą o tym zapiski, w tym samego UB, w których czytamy, że błędem było zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę. Trzeba było ją zrzucić na Kurpiowszczyznę!

 

Ten lud jest zawzięty i nie chce się poddać władzy ludowej. W zapiskach innego ubeka czytamy: „Na ziemi Ostrołęckiej podejrzany był co 7 obywatel włączając w to starców i dzieci”. Ponieważ rodziny były wielodzietne i liczne, zdecydowana większość sympatyzowała z leśnymi. Poza nielicznymi rodzinami resortowymi. Potyczki zbrojne trwały do lat 50. i nie chodzi o ukrywających się żołnierzy, tylko otwarte starcia.

 

Ci żołnierze to nie były same niewiniątka.

Chciałbym wyraźnie podkreślić, że odróżniamy żołnierzy Polski Niepodległej od szabrowników i bandytów w mundurach. Tacy też się zdarzali. Byli też ubecy poprzebierani w mundury AK, którzy mieli zniechęcać ludność do wspierania oddziałów. Mamy takie zapiski. Ubek pisze do żony: „Jestem w lesie w mundurze AK, ale uzbierałem sporo ciekawych rzeczy to ci przywiozę niedługo”.

 

Kiedy otwarcie Muzeum Żołnierzy Wyklętych?

Całość będzie gotowa przed końcem 2018 roku.

 

Skąd pieniądze?

Ministerstwo Kultury zapewnia finansowanie w wysokości 35 mln zł. Pomysł, projekt, budynek i teren należą do miasta. Wicepremier Piotr Gliński podszedł do tego projektu w wyjątkowy sposób, za co jesteśmy mu wdzięczni. Zgłaszaliśmy wniosek już dawno, jeszcze za ministra Bogdana Zdrojewskiego, ale nie zostaliśmy zakwalifikowani. Być może popełniliśmy jakieś błędy techniczne, ale najbardziej zabolała nas ocena konkursowa w części dotyczącej „zgodność projektu z polityką historyczną państwa” – otrzymaliśmy zero punktów. Nie chciałbym jednak ograniczać tego do polityki. To dla mnie kwestia odpowiedzialności. Wskazanie na ludzi wyjątkowych, którzy oddali życie za ojczyznę, a nie mają nawet mogił. Należy im się pamięć i odpowiednie uczczenie.

 

W mieście stoi już pomnik żołnierzy wyklętych. Od niego zaczęło się myślenie o muzeum?

Chyba nawet wcześniej. Pomnik został odsłonięty na głównym placu w 2008 roku. Nasze dojrzewanie do historii żołnierzy wyklętych było jednak stopniowe. Kiedyś mało się na ten temat mówiło, także w domach w okresie PRL to był temat tabu. Historię odkrywaliśmy trochę od nowa. Trafiliśmy jednak na wyjątkowych ludzi, m.in. mecenasa Grzegorza Wąsowskiego z Fundacji Pamiętamy. Także obecny wicepremier Mateusz Morawiecki, w owych czasach szef banku, był bardzo zaangażowany w te sprawy.

 

Oczywiście niezwykle pomocni byli pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej, zwłaszcza dr Tomasz Łabuszewski i dr Kazimierz Krajewski,  którzy otwierali nam oczy na powojenną historię tego terenu. Już przed 2010 rokiem wiele w mieście zrobiliśmy. Nam nikt nie musiał nakazywać zmiany nazw ulic. Podwójny zdrajca, współpracownik NKWD i Gestapo Marceli Nowotko zniknął z naszych ulic już dawno. Nasze gimnazjum jako jedno z pierwszych w Polsce otrzymało patrona w postaci Danuty Siedzikówny „Inki”. Co ciekawe, niemal do razu praca w tym gimnazjum oraz osiągane wyniki były na zdecydowanie wyższym poziomie. Jestem dumny, że młodych ludzi w tym wieku pewne sprawy obchodzą i interesują.

 

Projektując muzeum wzorujecie się na konkretnych przykładach? Czym chcielibyście zaskoczyć?

Ze względu na budżet na pewno nie będzie to coś na kształt muzeum Polin czy Muzeum Powstania Warszawskiego. Marzy nam się jednak zarówno piękna narracja, jak i interaktywność. Chcielibyśmy, żeby młodzi ludzie, do których w dużej mierze będzie adresowane muzeum, mogli na miejscu trochę „poszaleć”. Na pewno nie będzie to placówka z gablotkami i panią stojącą w drzwiach i krzyczącą: nie dotykaj. Planujemy ekspozycje i miejsca, w których dotykanie eksponatów będzie wręcz wskazane.

 

Zamierzamy wybudować coś w rodzaju ziemianki, przykładową kryjówkę oddziału, gdzie będzie można przeładować broń, zapoznać się z przedmiotami codziennego użytku i przekonać się, jak żołnierze mieszkali. Zobaczymy fragmenty aresztów UB, usłyszymy krzyki przesłuchiwanych. Przejście przez muzeum ma nie pozostawić nas obojętnymi. Chcemy, żeby każdy coś usłyszał, zobaczył, dotknął i przeżył, w efekcie – nie zapomniał.

 

Skoro mówi pan o broni, to dlaczego nie zaproponować strzelnicy z bronią używaną przez lokalne oddziały?

To jest możliwe. Uważam, że społeczeństwo, w tym młodzież, powinno się poznawać z bronią. I nie chodzi tu o jej kult. W ogóle cały pomysł na muzeum to nie tylko kwestia promocji miasta, ale i przekazanie, że są na świecie wartości, dla których warto oddać życie. Może mówię górnolotnie, ale tak myślę. Co więcej, widzę, że wielu młodych ludzi chce czcić pamięć o tych żołnierzach. Wydaje mi się, że młodzież z naszego miasta jest wyjątkowa i identyfikuje się z tradycją. Mamy aktywnie działających harcerzy z ZHR i ZHP. Jak przyjeżdżają do nas Niemcy z partnerskiego miasta, to na widok ćwiczących na zbiórce harcerzy często pytają, co to jest. U nich skauci są wielką rzadkością.

 

Jak plany budowy muzeum odbierają mieszkańcy?

Dla mnie niezwykle cenne jest to, że w ideę zaangażowało się naprawdę wiele osób. Nie jest to tylko widzimisię prezydenta. Było wręcz wzruszające, gdy reprezentanci lokalnego biznesu, którzy przez wielu uważani są za goniących tylko za zyskiem, przyszli do mnie i powiedzieli, że wprawdzie nie są kompetentni by pomóc z projektem, ale mogą chociaż posprzątać teren. Jak trzeba marynarkę zdjąć i zakasać rękawy, to są gotowi. Na odsłonięciu pomnika byli ludzie ze wszystkich parafii. Biskup powiedział mi później, że nigdy nie udało mu się wszystkich proboszczów ściągnąć, a tu proszę... Pod pomnikiem codziennie palą znicze i nie ustawiam ich ja, ani nikt z urzędu. Z drugiej strony atak na historię żołnierzy wyklętych też jest potężny. To dla mnie bardzo bolesne.

 

Obserwujemy to w ogólnopolskiej debacie. Samo Święto Żołnierzy Wyklętych wzbudza różne emocje. Wróćmy jednak do planów miasta. Otwarcie muzeum zbiegnie się ze świętowaniem 100-lecia niepodległości.

Bardzo byśmy chcieli, żeby otwarcie placówki było jednym z elementów obchodów tego święta.

 

Co poza tym?

Rocznica jest wyjątkowa i chciałbym, żeby wokół obchodów zapanowała jedność. Zwróciłem się z prośbą do wszystkich ostrołęczan, żeby w organizację włączyły się wszystkie środowiska. Planujemy imprezy sportowe, kulturalne i patriotyczne. Planujemy także duży koncert. Ale szczegóły dopiero będziemy ustalać. Chcemy też powołać fundację czy fundusz, aby wesprzeć młodych ludzi, którzy mają stanowić naszą przyszłość. Najzdolniejszych, niekoniecznie zamożnych, którzy potrzebują dyskretnego wsparcia. To ma być takie dodatkowe dzieło na 100-lecie odzyskania niepodległości. Odbyło się już w tej sprawie spotkanie przedsiębiorców, którzy chcą się zaangażować. Mam nadzieję, że wszystko uda się zorganizować godnie i z pozytywnym przekazem.

 

To będzie rok wyborczy. O jedność może być trudno.

To byłoby naprawdę przykre. Sam nie mam wielkiego ciśnienia, jeżeli chodzi o zajmowane stanowisko. Nie podjąłem ostatecznej decyzji co do startu. Jeśli jednak stanę do walki, to z pełnym zaangażowaniem, bo jestem dobrze przygotowany i najlepiej znam problemy miasta. Poza tym Ostrołęka ma potężne wsparcie inwestycyjne ze strony rządu. Mam jednak świadomość, jak dużo moja praca kosztuje rodzinę. Kampania już jest brudna, choć na dobre się nie zaczęła. Co innego , gdy atakuje się mnie i mówi, że nie mam wizji, czegoś nie potrafię, jestem gruby czy chudy, ładny czy brzydki, a co innego gdy to dotyczy moich bliskich.

 

W jednym z wywiadów mówił pan, że od uchodźców woli przyjąć repatriantów.

Przyjmowanie ludzi z innych krajów wymaga ogromnej odpowiedzialności. Tym bardziej, jeżeli chodzi o naszych rodaków. Nie możemy ich zostawiać bez perspektyw, pracy, mieszkania. Podjęliśmy decyzję, że w każdym nowym budynku socjalnym, jaki stawiamy, przeznaczymy jeden lokal dla polskiej rodziny z Kazachstanu. Mieszkania są w normalnym standardzie. Mamy w Kazachstanie znajomego księdza, który pomaga wytypować rodziny. Spotyka się z nimi na miejscu i rozpoznaje sytuację.

 

Ostatnim razem ściągnęliśmy rodzinę pana Walerego. Jego babcia i dziadek zostali przez bolszewików zesłani na stepy Kazachstanu. Z siedemnaściorga dzieci tych państwa przeżyło sześcioro. Walery jest dzieckiem jednego z nich. Udało nam się znaleźć dla nich pracę w miejskich instytucjach. Szybko się w Polsce odnaleźli, chcą tutaj mieszkać i po katolicku wychowywać dzieci. Uczestniczą we wszystkich świętach państwowych i miejskich. Ich dzieci mówią już pięknie po polsku.

 

Od początku listopada w mieście działa bezpłatna komunikacja. Nie obyło się bez zgrzytów.

Był wyraźny atak na ten pomysł. Jeden z radnych rozpoczął kampanię na Facebooku. Chodzi o to, że wprowadzenie bezpłatnej komunikacji wiąże się ze zmianą rozkładów jazdy. Właściwie zmieniliśmy cały system komunikacyjny – na tzw. promienisty. Ze wszystkich osiedli i okolicznych gmin pasażerowie mogą dotrzeć w jedno miejsce w centrum, skąd są rozwożeni do kolejnych miejsc. Wiąże się to z pewną uciążliwością, czyli przesiadką. Staraliśmy się jednak, żeby nikt nie musiał długo czekać.

 

Zmiana systemu była koniecznością?

Wcześniej autobusy kursowały od jednego osiedla do wszystkich pozostałych. Często świeciły pustkami. Wpływy z biletów spadały. W ubiegłym roku było to około 2,4 mln zł, w tym do października – tylko 1,6 mln. To był jedyny moment na taki ruch. Konieczność przesiadek jest rekompensowana brakiem wymogu kupowania biletu. Chociaż opozycja twierdzi, że te zmiany to dla mnie strzał w kolano, jestem przekonany, że po okresie przystosowania się do zmian większość pasażerów uzna, że to był bardzo dobry pomysł. Tym bardziej, że cały czas inwestujemy w autobusy. Komfort jazdy jest coraz większy.

 

Ile to będzie kosztować miasto?

Dzięki zmianie systemu na promienisty powstaną oszczędności. Rekompensata dla przedsiębiorstwa komunikacyjnego na 2018 rok jest przewidziana na poziomie tej z 2017 i wyniesie około 6,5 mln złotych.

 

Za darmo jeżdżą wszyscy czy tylko mieszkańcy miasta?

Wszyscy. W ogóle zrezygnowaliśmy z systemu biletowego, co daje kolejne oszczędności. Mieszkańcy okolicznych gmin także skorzystają. Udało nam się dogadać ze wszystkimi dotychczasowymi gminami, które korzystały z ostrołęckiego transportu. Oczywiście współfinansują system – łącznie ich wkład wynosi około pół miliona złotych.

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane