Gospodarka

Pieniądze pójdą na miasta

O nowej perspektywie finansowej UE, braku pieniędzy na drogi, wyznaczaniu obszarów funkcjonalnych, sporach pomiędzy marszałkami i samorządami gminnymi oraz o problemie współfinansowania projektów przez gminy z Elżbietą Bieńkowską, minister rozwoju regionalnego, rozmawiają Andrzej Gniadkowski i Janusz Król.

 

Coraz bliżej ustaleń dotyczących nowej unijnej perspektywy finansowej. Z obecną perspektywą samorządowcy zapoznali się całkiem dobrze. Informacje o nowych rozwiązaniach budzą jednak obawy. Trzeba się będzie uczyć wszystkiego od nowa?

 

Nie przesadzajmy. W innych miejscach zostaną postawione akcenty, ale to nie będzie coś zupełnie nowego. Niestety, jak wynika z projektów rozporządzeń unijnych, nie będzie łatwiej, jeżeli chodzi np. o rozwiązania dotyczące  pomocy publicznej, realizacji wskaźników czy spełnienia wymogów formalnych. Pod tymi względami to będzie równie trudna, jeśli nie trudniejsza, perspektywa. 

 

Jakie będą najważniejsze różnice?

W przyszłej perspektywie finansowej nie przewiduje się finansowania dróg lokalnych. Powtarzam to na każdym spotkaniu z samorządowcami, ale lepiej przekazać nawet trudną prawdę niż pozostawiać złudzenia. W przypadku dróg lokalnych niełączących się z drogami wyższego rzędu i zlokalizowanych poza obszarami zurbanizowanymi, nie będzie żadnego „ale” – nie będzie można ich finansować ze środków unijnych. Pewne inwestycje drogowe będą możliwe tylko jako część większego projektu, np. rewitalizacji obszaru gminy. Będzie to wymagało dobrze napisanego projektu i udowodnienia, że droga jest dla przedsięwzięcia oraz rozwoju gminy absolutnie niezbędna. Dofinansowanie budowy pojedynczej drogi będzie możliwe tylko w przypadku odcinków łączących sieć dróg lokalnych z krajowymi. 

 

Które akty prawne, dotyczące przyszłej perspektywy finansowej, są w trakcie ustalania, a które są już gotowe?

Najważniejszym dokumentem przyjętym na poziomie krajowym są Założenia Umowy Partnerstwa. Pokazujemy w nim, jakie programy operacyjne będziemy realizować, jak wyobrażamy sobie podział zadań między MRR a samorządy. Na jego bazie powstanie projekt Umowy Partnerstwa. Wkrótce będzie gotowa pierwsza wersja. Bardzo zaawansowane są również przygotowania projektów programów operacyjnych, z których prawie wszystkie muszą jeszcze zostać poddane strategicznej ocenie oddziaływania na środowisko. Wszystko po to, aby do końca roku zdążyć z przedstawieniem kompletu dokumentów Komisji Europejskiej. Jeżeli chodzi o programy operacyjne, to dotrzymujemy zapowiedzi o decentralizacji zarządzania środkami europejskimi danej kilka lat temu. W tej chwili 25 proc. środków jest zarządzanych na poziomie regionalnym. Od nowej perspektywy będzie to ok. 40 proc. Jeżeli odejmiemy od tego Fundusz Spójności, czyli wielkie inwestycje transportowe i środowiskowe zarządzane z poziomu krajowego, to w gestii regionów będzie prawie 60 proc. pozostałych środków. Marszałkowie będą więc zarządzać połową Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego i 75 proc. Europejskiego Funduszu Społecznego.

 

W październiku we „Wspólnocie” powinien ukazać się raport na temat umotywowania decyzji lokowania środków unijnych w poszczególnych województwach w zależności od czynników społecznych, jak np. pochodzenie członków zarządu, aspekty polityczne. Jego wyniki mogą być chyba ciekawe także dla rządu.

Te czynniki są przez nas dostrzegane i miały wpływ na decyzję, jak nowe instrumenty wsparcia dla miast rozdzielić. Jeden z nich zostanie u marszałków, drugi trafi do programu centralnego. Wsparciem w ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych (ZIT) będą zarządzać marszałkowie. Ich zasięg jest zresztą dość jednoznaczny – obejmie miasto wojewódzkie plus obszar funkcjonalny. Pieniądze na to już zostały wydzielone w ramach regionalnych programów operacyjnych.

 

Kto będzie wyznaczał obszar funkcjonalny?

Po części jest on już wyznaczony w Koncepcji Przestrzennego Zagospodarowania Kraju, co znajdzie odzwierciedlenie w planach zagospodarowania przestrzennego województw. Jeżeli chodzi o lokalne obszary funkcjonalne, będą one wyznaczane przez miejskie plany zagospodarowania przestrzennego. Trzeba podkreślić, że ustalanie tych obszarów będzie miało znaczenie głównie do celów planistycznych i programistycznych. Dla decyzji
o  przyznawaniu środków na konkretny obszar ważniejsze będzie jednak porozumienie pomiędzy gminami.

 

Ale jakieś formy tej współpracy, czy dochodzenia do porozumienia, powinny być chyba określone.

Żadnych sztywnych klatek tworzyć nie będziemy. Wystarczy, że dwie strony (lub więcej) umówią się, że robią wspólne projekty dotyczące np. transportu, rewitalizacji czy gospodarki odpadami. Samorządy będą zawierać partnerstwa w formach zgodnych z obowiązującym prawem. Nie będziemy obudowywać tego niepotrzebnymi przepisami. Ustawy metropolitalnej na pewno nie robimy.

 

W jaki sposób i kto będzie decydował o alokacji środków w ramach ZIT?
Marszałkowie muszą przeznaczyć ok. 5 proc. środków ze swojego programu operacyjnego na ZIT. Mogą tę kwotę zwiększyć. Natomiast decyzja o tym, co zostanie z tych pieniędzy wykonane, powinna zapaść po uzgodnieniach na linii marszałkowie – zainteresowane gminy.

 

Ale jest poważny spór, wręcz bunt przeciwko obszarom funkcjonalnym, których się nie rozumie. Miastom się wydaje, że marszałkowie będą im rządzić w mieście.

Absolutnie tego nie chcemy. Będziemy namawiać marszałków, żeby część zarządzania ZIT przekazać niżej. Oczywiście za całość będzie odpowiadał marszałek i to on będzie musiał pokazać, jakie wskaźniki osiągnął. Dlatego rola marszałka powinna polegać na przekazaniu odpowiednich kwot, a potem sprawdzaniu, czy inwestycje, które przedstawiły samorządy, są zgodne z wymogami. Każdy ZIT musi wypełnić odpowiednie wskaźniki dotyczące przedsiębiorczości, czy rynku pracy i klimatu. Dlatego na pewno będzie można zrealizować projekty związane z czystym transportem, gospodarką odpadami, termomodernizacje.

 

Rozumiem, że ZIT-ów będzie 16 i będą dotyczyć 18 miast wojewódzkich?

Co najmniej miast wojewódzkich. Jeżeli marszałkowie uznają inaczej, to mogą wyznaczyć więcej takich obszarów. Śląsk na przykład zostanie podzielony na 4 subregiony i dla każdego będzie oddzielny ZIT.

 

A jak będą wyglądały ZIT-y w mniej jednoznacznych regionach, np. lubuskim, pomorskim, kujawsko-pomorskim?

W przypadku pomorskiego mówimy o Trójmieście, na Śląsku o subregionie centralnym,  a w kujawsko-pomorskim będzie ZIT Bydgosko-Toruński. Co ciekawe, w przypadku tego regionu było chyba najwięcej animozji i walki o to, żeby zrobić dwa oddzielne ZIT-y.  W każdym przypadku musi być jednak jeden obszar ZIT.

 

Czy wiadomo, ile mniejszych miast będzie uwzględnionych przy podziale centralnym?

W tej chwili rozpatrywane jest siedemdziesiąt kilka. Wersji było wiele. Minimalnie uwzględnialiśmy 40, maksymalnie ponad 100.

 

Miasta uczestniczą w procesie powstawania tej listy?

Ich udział polega raczej na przesyłaniu danych o bezrobociu, spadku produkcji, przenoszeniu się zakładów itd. Dane te okazały się potrzebne ze względu na skomplikowany dobór kryteriów. Początkowo wydawało nam się, że to będzie proste i uwzględnimy tylko miasta na prawach powiatu. Niestety, pojawił się problem m.in. miast niemających tych praw, ale posiadających wszystkie ich cechy.

 

Mówimy o miastach i ich obszarach funkcjonalnych. Dlaczego rząd tak broni się przed ustawą metropolitalną?

Rząd się wcale przed nią nie broni. Po prostu nie było możliwości dogadania się na poziomie samorządów. Rząd może coś zaproponować, ale musi to przejść przez Komisję Wspólną.

 

Przez Komisję przechodzą pomysły, które nigdy nie uzyskałyby akceptacji samorządów.

Ale nie z naszego resortu i nie ustawy, które tak bezpośrednio dotyczą samorządów.

Mam świeże doświadczenie ze wspomnianą ustawą o zasadach prowadzenia polityki rozwoju. Nie lubię nadmiaru regulacji, ale poprzednia nie nadawała się do programowania przyszłej perspektywy. Brak w niej np. definicji Umowy Partnerstwa czy Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych. Dlatego należało napisać ustawę przejściową, z którą ze względu na brak akceptacji, wracaliśmy na Komisję Wspólną chyba pięć razy. Za każdym razem spadała i z powodu braku uzgodnienia stanowiska pomiędzy marszałkami a samorządowcami powiatowymi i gminnymi nie mogliśmy pójść z nią dalej, bo z negatywną opinią samorządów na pewno nie przebrnęlibyśmy przez Komitet Stały Rady Ministrów.

 

Spróbujmy spojrzeć na to z drugiej strony. Czy dyskusja na temat nowej perspektywy nie jest za bardzo skupiona na miastach?

Mówi się dużo o miastach, ale w Polsce zawsze tak było. Są one ważnym elementem polityki regionalnej. Fakt, teraz o wsparciu dla miast mówi także Komisja Europejska. Oczywiście nie oznacza to, że zapominamy o obszarach wiejskich. Na pewno ich rozwój nie będzie finansowany wyłącznie z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, ale również z polityki spójności. Można już powiedzieć, że część tego, co było do tej pory w PROW, będzie się kwalifikować pod politykę spójności, tym bardziej że w PROW będzie trochę mniej pieniędzy. Boję się tylko, że samorządowcy za bardzo przywiązują się do pewnych pomysłów. Na jednym ze spotkań zapytałam o wymarzone inwestycje z nowej perspektywy. Wszyscy odpowiedzieli, że drogi. Na moje pytanie, co jeśli nie drogi, zapadła cisza. To niedobry znak.

 

Ale właściwie dlaczego nie drogi? Przecież same autostrady nie rozwiążą problemu.

Fundusze polityki spójności pochodzą ze składek 27 krajów członkowskich. Musimy uznać, że Komisja Europejska ma prawo wskazywać, na co środki powinny być przeznaczane. Możemy jej wytyczne różnie oceniać, ale prawa do pewnych decyzji nie odbierzemy.

 

Alternatywa dla projektów infrastrukturalnych jest mało atrakcyjna. Programy typu Kapitał Ludzki się nie sprawdzają. Spójrzmy na Hiszpanię. Wszystkie programy aktywizacji młodych ludzi legły w gruzach. 50-proc. bezrobocie wśród młodych o czymś świadczy.

Historia Hiszpanii i Portugalii pokazuje przede wszystkim, że wydano za dużo pieniędzy na infrastrukturę drogową. Jeżeli zaś chodzi o Europejski Fundusz Społeczny, to w niektórych krajach Europy jego środki są faktycznie źle wykorzystywane, ale nie u nas. Jesteśmy wyjątkiem i nie powinniśmy powtarzać krzywdzącego nas stereotypu. Mimo mojego sceptycyzmu wobec EFS na początku pracy w ministerstwie, teraz mogę powiedzieć, że bez tych pieniędzy wiele projektów byłoby bez sensu. Np. rewitalizacje, które powinny łączyć działania infrastrukturalne, gospodarcze i społeczne. A więc nie tylko renowacja budynków, chodników czy ulic, ale również wsparcie przedsiębiorczości czy samozatrudnienia oraz rozwijanie infrastruktury edukacyjnej i szkoleniowej czy zapobieganie bezrobociu.

 

W kontekście finansowych problemów samorządów i stanowiska ministra finansów w kwestii liczenia i ograniczania długu samorządów istnieje obawa, że samorządom zabraknie środków na współfinansowanie projektów. Czy w tej sprawie trwają jakieś rozmowy?

Ustalono, że pieniądze związane ze środkami unijnymi, w tym na współfinansowanie, nie będą brane pod uwagę przy liczeniu wskaźników zadłużenia, które ustala minister finansów.

 

Czyli kredyt na współfinansowanie będzie można wziąć niezależnie od stopnia zadłużenia gminy?

Zapewnienie wkładu własnego jest warunkiem pełnego wykorzystania środków UE, a ta kwestia jest przez ministra finansów traktowana priorytetowo. Rozumiem niepokój samorządów. Mają bardzo wiele zadań i niestety nie zawsze dostatecznie dużo pieniędzy na ich realizację. Postaramy się, żeby nie przeniosło się to na problemy z wykorzystaniem środków unijnych. Pamiętajmy, że podczas szczytu budżetowego wynegocjowaliśmy, że VAT będzie kosztem kwalifikowanym, a to szczególnie dobra wiadomość dla samorządów.

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane