W samorządach

Rozumiem inwestorów, bo sam nim byłem

Kiedy przychodzi do nas przedsiębiorca, pytamy tylko, jaka działka jest mu potrzebna. Stąd nasza praktyka – gdy sprzedamy jakieś grunty, od razu kupujemy nowe, aby mieć gotową ofertę dla następnych – mówi Paweł Osiewała, prezydent Sieradza. Opowiada, jak budować markę miasta przyjaznego dla ludzi i krytycznie ocenia propozycję ograniczenia kadencji w samorządzie.

Sieradz aktywnie pozyskuje nowych inwestorów, a dotychczasowych skłania do rozwoju biznesu w waszym mieście.

Nasza strategia opiera się przecież na haśle „Sieradz gościnny dla Rozwoju” – po prostu ją realizujemy. Firma Scanfil, jeden z naszych inwestorów, który rozpoczął u nas nową inwestycję, już od dawna prowadzi działalność w Sieradzu, tyle że poprzednio działał pod nazwą PartnerTech. Zmieniła się nazwa i struktura własnościowa. PartnerTech była firmą szwedzką, obecnie należy do fińskiej korporacji. Jej nowi szefowie rozważali też inne lokalizacje nowej inwestycji. Oprócz produkcji w Sieradzu, mają fabryki w innych krajach. Podczas spotkania z zarządem Scanfilu przedstawiliśmy m.in. korzyści z inwestycji w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Duży wpływ na ostateczną decyzję zarządu miał wysoki poziom kadry menedżerskiej w sieradzkich strukturach firmy. Scanfil to jedno z ważniejszych przedsiębiorstw sektora nowych technologii w naszym mieście. Zajmuje się montażem zaawansowanych urządzeń elektronicznych na zlecenie innych przedsiębiorstw. Pracuje tu kilkaset osób, a pozwolenie strefowe zobowiązuje firmę do zatrudnienia kolejnych dwustu. Wartość inwestycji to prawie 40 mln zł. Budowa już ruszyła i wygląda na to, że cały proces zamknie się w półtora roku od chwili podjęcia decyzji o rozbudowie fabryki. Takie przedsięwzięcia dają nadzieję, że niedługo w Sieradzu nie będzie problemów z pracą.

 

Jakie jest teraz bezrobocie w mieście?

Nieco ponad 7 proc. To jeden z najniższych wskaźników w województwie łódzkim. Oczywiście, na tę sytuację złożyły się też inne inwestycje, choćby Ceramiki Tubądzin. Ta firma to prawdziwa duma Sieradza. Sprawność prowadzenia inwestycji, jaką pokazali, to mistrzostwo świata: od pomysłu do uruchomienia fabryki wartej 160 mln zł i zatrudniającej już dzisiaj prawie 200 osób upłynęło zaledwie 18 miesięcy. Ceramika Tubądzin to firma z polskim kapitałem. Stosuje najnowocześniejsze na świecie technologie produkcji płytek wielkoformatowych. Widać, że klimat do robienia biznesu w Sieradzu jest dobry, bo Ceramika już wspomina o drugiej linii produkcyjnej. Kiedy powstanie, przybędzie kolejnych kilkadziesiąt miejsc pracy.

 

Duże inwestycje, nowoczesne technologie, ale liczba zatrudnionych umiarkowana…

Umiarkowana? To są miejsca pracy na produkcji. Z punktu widzenia miasta należy je pomnożyć przez dwa lub trzy. To podwykonawcy, lokalni dostawcy, także rozbudowany sektor usług: potrzeba logistyków, transportowców, sprzedawców itp. Tubądzin, podobnie jak Scanfil, to ogromny sukces dla Sieradza. Te firmy wysłuchały naszych argumentów i przyszły do nas. A przecież mamy w strefie wiele innych przedsiębiorstw, między innymi z branży przetwórczej czy farmaceutycznej. Dziś ich prezesi mówią o dobrym klimacie dla biznesu w Sieradzu. Taka rekomendacja w świecie biznesu to wstęp do rozmów z kolejnymi inwestorami.

 

Inwestycje, o których rozmawiamy, lokowane są w sieradzkiej podstrefie ŁSSE, ale miasto ma też własną Miejską Strefę Gospodarczą Wodociągi, która ostatnio wygrała konkurs „Grunt na medal” organizowany przez Polską Agencję Informacji i Inwestycji Zagranicznych.

To strefa miejska, ale właśnie w styczniu wystąpiliśmy z wnioskiem o włączenie tego gruntu do Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Mamy już chętnych na ten teren i prowadzone są rozmowy z potencjalnymi inwestorami. Mam nadzieję, że tu także dojdzie do inwestycji równie szybko, jak w przypadku Scanfilu. Przedsiębiorca, z którym rozmawiamy, działa w sektorze farmaceutycznym. To kolejna firma z tej branży, bo mamy w mieście duży zakład Polfarmy. Zresztą sama Polfarma nadal się u nas rozwija. Właśnie realizuje projekt o wartości kilkudziesięciu milionów złotych, który wprawdzie nie da dużego zatrudnienia, ale za to wdroży nowoczesne technologie.

 

Zastanawiam się, czy tworząc własną strefę, nie konkurujecie z ŁSSE.

Nie ma mowy o konkurencji. Z Łódzką Specjalną Strefą Ekonomiczną bardzo dobrze nam się współpracuje. W styczniu uroczystość wręczenia zezwolenia na działalność w strefie miała miejsce nie w Łodzi, a w Sieradzu. To pierwszy przypadek w historii ŁSSE, by taka uroczystość odbyła się poza jej siedzibą. Dopracowaliśmy się już ścieżki efektywnej współpracy z zarządem ŁSSE. I jeśli tylko będą chętni, by zbudować u nas swój biznes, będziemy wnioskowali o włączanie kolejnych gruntów do strefy. Wracając do rezultatów konkursu „Grunt na medal” – nasza działka wygrała, bo ma pełne uzbrojenie w infrastrukturę techniczną. Bardzo ważna jest też lokalizacja: znajduje się tuż przy węźle drogi ekspresowej S8 z Warszawy i Łodzi do Wrocławia. I co ważne, nasza cena za grunt jest bardzo, bardzo przyzwoita.

 

Działka ta należała do miasta?

W ubiegłym roku podjęliśmy decyzję o jej zakupie, ściślej – skupiliśmy pewną liczbę sąsiadujących działek. Musieliśmy tak zrobić, bo inwestycja Grupy Tubądzin wyczerpała nasze rezerwy i trzeba było odtworzyć zasób miejskich gruntów inwestycyjnych.

 

Jako miasto kupujecie grunty pod strefę ekonomiczną, inwestujecie w infrastrukturę i sprzedajecie?

Tak to wygląda. Dzisiaj inwestor chce mieć grunt przygotowany do budowy. Gdyby mu powiedzieć, że musi skupić ziemię od kilku lub kilkunastu właścicieli, zrezygnuje. Dlatego kiedy przychodzi do nas, pytamy tylko, jaka powierzchnia jest mu potrzebna. Stąd nasza praktyka – gdy sprzedamy jakieś grunty, kupujemy nowe, aby mieć gotową ofertę dla następnych. Rozumiem wymagania inwestorów, bo sam nim byłem. Zarządzałem i prowadziłem swój biznes. Kiedy w 2014 roku startowałem z programem tworzenia miejsc pracy, nie marzyłem nawet, że tak szybko będziemy ten cel realizować. Inspirowały mnie gdzieś przeczytane słowa burmistrza Nowego Tomyśla, który powiedział, że jeśli o drugiej w nocy inwestor zechce zjeść barszcz, to burmistrz ma mu ten barszcz przynieść. Bo inwestor to praca, a kiedy ludzie będą mieli pracę, nie będą się martwić, co włożyć do garnka, w co dzieci ubrać. To właściwa droga dla takich miast, jak Sieradz. I pracujemy, aby przedsiębiorcy dobrze się u nas czuli i właśnie tu chcieli robić swój biznes. 

 

A interes budżetu miasta? Bo inwestycje w strefie to zwolnienia podatkowe.

To bardzo ładnie widać: kiedy bezrobocie spadło nam z 13 do 7 proc., wyraźnie wzrosły dochody z PIT. Przez ostatnie dwa lata dostaliśmy około 3 mln więcej pieniędzy z podatku dochodowego. Zmniejszenie dochodów z tytułu zwolnień od podatku od nieruchomości przez najbliższe dwa, trzy lata wyniesie około 2,5 do 3 mln zł. Skutki dla budżetu prawie na bieżąco się bilansują.

 

Na jaki okres stosujecie zwolnienia podatkowe?

To zależy od wartości inwestycji oraz liczby zatrudnionych, maksymalnie do pięciu lat. 

 

Nie zmienił pan strategii rozwoju, mimo że została uchwalona w 2010 roku?

Nie. Sieradz ma być stale gościnny dla rozwoju. Budujemy markę miasta nie tylko w oparciu o Antoine’a (Antoni „Antoine” Cierplikowski, sieradzanin, najsławniejszy na świecie fryzjer pracujący w I poł. XX w. w Paryżu – przyp. red.), ale także Arego Sternfelda , który jako pierwszy opracował metodę wyliczania orbity satelitów i lotów kosmicznych. Był to człowiek mocno związany z Sieradzem do ostatnich dni swego życia. Dlatego będziemy rozwijać Open Hair Festival, ale też promować się jako miasto nowoczesnych technologii.

 

W waszej strategii są mierniki skuteczności jej wdrożenia, m.in. wzrost podstawowych wskaźników jakości życia, stabilność władz, dodatnie saldo migracji. Ze stabilnością władz jest tak sobie, bo pan właśnie zmienił poprzednika, saldo migracji jest ujemne… Czy chcecie skorygować te wskaźniki?

Wzrost jakości życia już widać. Teraz wspiera nas także program 500+, bo miesięcznie 2 mln zł więcej trafia na lokalny rynek. Ale naszą główną bolączką nadal jest migracja. Choć i tu zauważam pierwsze zmiany. Ludzie zaczynają doceniać, że Sieradz jest miastem zielonym, bezpiecznym, dobrym do życia. Coraz częściej słyszę, że sieradzanie wracają z Anglii czy większych polskich miast. To jednak wciąż za mało. Koniecznie musimy zatrzymać ludzi młodych i w tym celu chcemy poprawić ofertę mieszkaniową. Przez lata niewiele się tu budowało. Teraz zaczęli działać deweloperzy, inwestuje spółdzielnia mieszkaniowa. Niedługo także miasto uruchomi swój program mieszkaniowy. Czy będziemy budować lokale komunalne, czy weźmiemy udział w programie Mieszkanie+? Jeszcze nie rozstrzygnęliśmy. To zależy, jaki wariant kosztowy będzie do zaakceptowania dla młodych ludzi. 

 

Wskazuje pan, że barierą rozwoju Sieradza jest sytuacja demograficzna. Jakie inne czynniki zagrażają realizacji strategii?

Konieczna jest zmiana nastawienia młodzieży do kwestii wykształcenia. Aby być szczęśliwym, nie trzeba za wszelką cenę kończyć studiów. Jeśli ktoś jest dobrym mechatronikiem, elektronikiem, elektrykiem, glazurnikiem, nie musi iść na studia. Ale tu potrzebna jest ogólnopolska kampania realizowana przez rząd.

 

Żadna kampania nic tu nie da, bo cały system oświaty jest nastawiony na kształcenie ogólne!

To źle, bo ludzie kończą socjologię, pedagogikę, politologię czy bezpieczeństwo narodowe, a następnie podejmują się zajęć, które nie spełniają ich oczekiwań. Rośnie frustracja. Do pracy idą wkurzeni i wkurzeni z pracy wracają. A równocześnie bez worka pieniędzy nie można znaleźć specjalisty od podatku VAT czy inżyniera z uprawnieniami.

 

Skoro trwa gorąca dyskusja, muszę skorzystać z okazji, by poznać pańską opinię o pomyśle ograniczenia samorządowcom liczby kadencji.

W tej debacie bardzo mnie boli uzasadnianie projektów tym, że rzekomo burmistrzowie, wójtowie tworzą kliki, koterie, układy. To bardzo krzywdzące sądy. Obserwuję i znam moich kolegów wójtów czy burmistrzów mających za sobą wiele kadencji. Pracują po kilkanaście godzin dziennie. I ta praca przynosi efekty. Być może są patologiczne zjawiska, ale to margines. Natomiast co do meritum, gdyby wydłużono kadencję do 6 lat, to dwie wystarczą, by coś dla miasta zrobić Burmistrz naszego miasta partnerskiego Gaggenau jest wybierany na ośmioletnią kadencję. Dwa razy po cztery lata to za krótki okres na wdrażanie wyborczych programów społecznych czy większych procesów inwestycyjnych

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane