W samorządach

Struzik: Tworząc nowe województwa, skażemy je na recesję

Od podziałów administracyjnych pieniędzy nie przybędzie – mówi marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik.

Ile województw powinna mieć Polska, żeby skutecznie sięgać po środki unijne? Szesnaście? A może siedemnaście, po wyjęciu z Mazowsza Warszawy? Osiemnaście, jak powstanie też środkowopomorskie? Dziewiętnaście, jak pozwolimy jeszcze Częstochowie na secesję od Śląska? To może czterdzieści dziewięć?

Trzeba mieć świadomość, że reforma administracyjna z 1999 roku służyła stworzeniu silnych regionów jako partnerów dla polityki regionalnej Unii Europejskiej. W pierwotnej wersji województw miało być dwanaście, ale potem cudownie się rozmnożyły i powstało szesnaście jako efekt różnego rodzaju presji, nacisków, lokalnych ambicji. Ale analizując podział administracyjny kraju w momencie, w jakim teraz jesteśmy, nasuwa się prosty wniosek: jakiekolwiek korekty nie mają sensu. Przede wszystkim dlatego, że perspektywa finansowa do 2020 r. jest zamknięta, unijne pieniądze zostały podzielone, także na politykę spójności. Znaczący udział w tym torcie mają regionalne programy operacyjne, prawie 40 proc. środków w ramach polityki spójności pozostaje w gestii samorządów województw jako instytucji zarządzających RPO. W związku z tym próba rewizji granic administracyjnych byłaby nieporozumieniem. Spowodowałaby zawieszenie absorpcji środków europejskich w całym kraju. Zmuszeni bylibyśmy renegocjować regionalne programy operacyjne.

 

Można dokonać korekty administracyjnej od 2020 roku, wraz z nowym rozdaniem unijnych środków.

I tu przechodzimy do drugiego elementu. Weźmy przykład Mazowsza. Padła propozycja jego podziału na tzw. część metropolitalną – nowe województwo stworzyłaby Warszawa sama albo z otaczającymi ją powiatami – oraz na Mazowsze regionalne. Powstałoby bardzo bogate województwo warszawskie, z wysokimi wpływami z podatków, które przejęłoby aż 88 proc. dzisiejszych dochodów całego Mazowsza z CIT! A wokół niego najbiedniejsze województwo w Polsce, ze śladowymi dochodami własnymi, które nie wystarczyłyby nawet na wkład własny do projektów unijnych.

 

Mamy mechanizmy wyrównujące dochody. Jest janosikowe. Biedne regiony dostaną więcej, różnice zostaną zniwelowane.

W takim rozumowaniu kryje się brak logiki. W wyniku wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2014 r. dziś nie ma już systemu wyrównawczego dla województw. Działają przyjęte przez Sejm tymczasowe rozwiązania, które miały obowiązywać w 2015 roku, ale zostały przeniesione także na rok 2016. Takie protezy. Ale nawet gdy nowy system wyrównawczy powstanie, to superbogata Warszawa, jako województwo, obciążona zostałaby potężnymi wpłatami rujnującymi jej budżet, a które i tak byłyby za niskie, by starczyło ich dla wszystkich regionów. Są i inne problemy. Przeanalizowaliśmy rozkład obowiązków w nowym podziale administracyjnym. Na Mazowszu jest 3 tys. km dróg wojewódzkich. Ale 70 proc. z nich pozostałoby w biedniejszym regionie, a tylko 30 proc. znalazło się w obszarze metropolitalnym Warszawy. Czyli regionalne Mazowsze wzięłoby na swoje barki ciężar utrzymania ogromnej sieci dróg. Jak sobie z tym poradzi? A poza tym co z połączeniami kolejowymi, co z Kolejami Mazowieckimi?

 

Dla entuzjastów podziału Mazowsza dobrobyt jest tam, gdzie jest stolica województwa. Bogatej Warszawie wyrósłby atrakcyjny konkurent np. w postaci Radomia jako drugiej stolicy regionu.

To skróty myślowe. W kampanii wyborczej te skróty doprowadziły do wyzwolenia lokalnych patriotyzmów i do magicznego myślenia, że jak u nas będzie stolica województwa, to będzie sukces gospodarczy. Ale fakty są takie, że dobrobyt jest tam, gdzie jest przedsiębiorczość, gdzie są podatki, rozwój, a nie tam, gdzie siedzibę ma administracja. Według ostatnich danych Eurostatu w latach 2008–2013 skumulowany wzrost PKB dla Mazowsza wyniósł 24 proc. Czyli prawie 5 proc. rocznie. Ten wskaźnik sytuuje nas na pierwszym miejscu nie tylko w Polsce, ale wśród wszystkich regionów europejskich! To wielkie Mazowsze jest dziś liderem rozwoju społecznego, gospodarczego i ekonomicznego. Sztuczne dzielenie regionu przetnie rozwojowe procesy i doprowadzi do destrukcji.

 

Paradoksalnie ten sukces wynikający z danych Eurostatu może przełożyć się na zmniejszenie strumienia środków pomocowych dla obecnego wielkiego Mazowsza po 2020 roku.

Polityka spójności po 2020 roku nie jest jeszcze znana. Jestem członkiem Komitetu Regionów, podejmujemy właśnie prace nad nowymi algorytmami podziału pieniędzy w kolejnych perspektywach finansowych. Aby wysokość wsparcia nie zależała tylko od PKB na głowę mieszkańca, ale uwzględniała inne elementy społeczno-gospodarcze, jak poziom zatrudnienia, edukacji, zjawiska demograficzne – czy na przykład dany teren ma tendencję do wyludniania się. Nie wiemy, jaki model powstanie. I to kolejny argument przeciwko zmianom administracyjnym w kraju, dzielenie województw w sytuacji takiej niepewności jest nieracjonalne. Nie wiemy, jakie wskaźniki będą brane pod uwagę, czy tworząc biedne województwa, nie skażemy ich na recesję, bo będą niewydolne, a pomoc unijna okaże się niewystarczająca.

 

Zamiast zmian administracyjnych zaproponował pan zmiany statystyczne, czyli wydzielenie na Mazowszu nowych jednostek NUTS 2. Co to oznacza dla regionu?

Cała Europa podzielona jest na jednostki statystyczne, od pierwszego do czwartego rzędu. NUTS 1 to makroregiony, na przykład woj. mazowieckie tworzy makroregion z łódzkim. NUTS 2 to województwa. NUTS 3 – subregiony, a NUTS 4 to de facto powiaty. Po analizach doszliśmy do wniosku, że aby po 2020 roku ta biedniejsza część regionu mogła nadal korzystać z polityki spójności, powinniśmy Warszawę i otaczające ją powiaty wydzielić jako jeden NUTS 2, a drugim byłaby reszta województwa. Środki unijne na regionalne programy wyliczane są bowiem właśnie dla NUTS-2. Po takiej zmianie na Mazowsze – poza Warszawą – popłyną większe środki. W sposób świadomy i celowy będzie tam mogła być adresowana pomoc unijna.

 

Czyli Warszawa na takiej statystycznej korekcie straci?

I tak po 2020 roku pomoc z funduszy spójności będzie mniejsza niż w obecnej perspektywie, nie można więc mówić o stracie wynikającej ze zmian statystycznych. Za to pozostała część Mazowsza bezsprzecznie zyska. Najważniejsze, że zaproponowaliśmy mechanizm zwiększenia pomocy dla szeroko rozumianego regionu bez korekty jego granic, bez podwajania administracji, bez wojen o to, gdzie znajdzie się stolica nowego województwa, bez niszczenia tego, co dziś funkcjonuje.

 

Mieszkaniec Radomia czy Częstochowy i tak jest przekonany, że gdy jego miasto zostanie stolicą nowej jednostki wojewódzkiej, to jego sytuacja się polepszy.

Mieszkańcom cały czas tłumaczę, że od podziałów administracyjnych pieniędzy nie przybędzie. Receptą na bogactwo jest tylko wzrost gospodarczy, gdy powstają nowe przedsiębiorstwa i rosną wpływy z podatków.

 

Ale jest coś takiego jak prestiż.

To wątpliwy prestiż. Przecież mieliśmy 49 województw, i co? Podam przykład Węgier. Tam regiony istnieją tak naprawdę na papierze, nie mają znaczącej siły ekonomicznej ani stanowiącej. Wszystkie programy europejskie są realizowane z poziomu rządu. Efektem rozdrabniania regionów jest centralizacja władzy, koncentracja źródeł i strumieni pieniędzy. To zaprzeczenie idei samorządności.

 

Nie obawia się pan, że teraz, po zmianie władzy w kraju, siłę argumentów zastąpią jednak argumenty siły?

Mam nadzieję, że w PiS są ludzie, którzy potrafią myśleć i liczyć. Że pomysłodawcy podziału Mazowsza wycofają się z absurdalnego pomysłu. Że dotrą do nich argumenty, które są matematycznie do udowodnienia. Nie spotkałem się z żadną analizą potwierdzającą słuszność tezy o konieczności zmian administracyjnych na poziomie województw. Jako ciekawostkę powiem, że w ostatnich latach radni PiS, zasiadający w sejmiku mazowieckim, mieli do mnie pretensje, że nie dość skutecznie walczę o zmianę podziału statystycznego. Jednak rząd Ewy Kopacz na ostatnim posiedzeniu przyjął wniosek w sprawie wystąpienia do Eurostatu o utworzenie dwóch jednostek NUTS 2. Mam nadzieję, że teraz, skoro to się udało, będą potrafili to docenić.

 

Nowy rząd i nowy Sejm będą musiały stawić czoła ważnemu dla samorządów problemowi: chodzi o nowe zasady naliczania janosikowego. Ale jeśli polityka weźmie górę, Mazowsze rządzone przez polityka PSL może paść ofiarą rozwiązań wymyślonych przez zwycięską partię.

Janosikowe musi zostać zmienione, bo wyrok Trybunału Konstytucyjnego obowiązuje. I argumenty zawarte w tym wyroku muszą być respektowane. Wpłata z tytułu mechanizmu wyrównawczego nie może być większa niż pewien procent dochodów. Musi zostać ustalona górna granica wpłat, aby województwo samorządowe mogło funkcjonować i wypełniać ustawowe obowiązki. Po drugie, wysokość tej wpłaty nie może wynikać tylko z dochodów sprzed 2 lat, powinna być korygowana przez bieżącą sytuację budżetu. Przypominam, że mamy projekt dotyczący janosikowego, wypracowany jeszcze w zeszłej kadencji parlamentu. Mamy gotowe rozwiązania. Możemy je w każdym momencie złożyć w Sejmie – albo za pośrednictwem posłów PSL, albo razem z PO, a może poprosimy też o wsparcie Nowoczesną. Na razie czekamy, co zaproponuje minister finansów. Ale żeby przyspieszyć bieg spraw, postanowiliśmy zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego tymczasowe zasady naliczania janosikowego dla województw, obowiązujące w 2015 i 2016 roku. Brak kompleksowego systemu, uwzględniającego wyrok TK z 2014 roku, to też naruszenie konstytucji.

 

PiS musi w pierwszej kolejności spełnić bardzo kosztowne obietnice wyborcze, trudno więc zakładać, że zmniejszając janosikowe dla Mazowsza, wprowadzi jakieś mechanizmy dotacyjne z budżetu państwa dla samorządów, które były beneficjentami tego systemu. Pracom legislacyjnym będzie towarzyszył bardzo silny lobbing ze strony marszałków najbiedniejszych regionów.

To oczywiste, że będą walczyć o zachowanie dotychczasowych wpływów do budżetu, ale podkreślam: wyrok Trybunału musi znaleźć odzwierciedlenie w ustawie. Jeśli zaś chodzi o realizację przez PiS obietnic wyborczych, to partia musi znaleźć źródła ich sfinansowania. Zapowiadane przez nią zmiany podatkowe mogą znacząco uszczuplić dochody samorządów. Na przykład podatek od sklepów wielkopowierzchniowych obniży wpływy z CIT. Niedużo, ale zawsze. Zaś podwyższenie kwoty wolnej od podatku spowoduje poważny uszczerbek w PIT, co boleśnie odczują gminy. Uważam, że muszą zostać wskazane źródła rekompensaty tych strat, np. poprzez udział samorządów w podatku VAT. W tej chwili pozostaje mi apelować do rządzących, żeby nie kroili różnych rozwiązań, czy to podatkowych, czy administracyjnych, pod siebie, bo los bywa przewrotny. Żeby kierowali się rozsądkiem. Żeby Polska nie wpadła w jeszcze większe paroksyzmy podziałów, bo od tego pieniędzy nikomu nie przybędzie.

TAGI: finanse samorządowe, fundusze unijne, gospodarka, janosikowe, marszałek, ministerstwo finansów, parlament, sejm, rząd,

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane