W samorządach

Przeciw klonowaniu miast – Smart City w Brzezinach

Domy z morskich kontenerów, wiatraki o pionowej osi, gospodarka odpadami "zero waste". Z jednej strony tętniące życiem średniowiecze, z drugiej koncepcja miasta jako dobre przyjęcia, na którym zostajemy na dłużej, bo dobrze się bawimy. Na koniec poszukiwanie tego co najważniejsze. Nie tylko zamożności, ale i godności mieszkańców. O tym wszystkim dyskutowano na konferencji „Po prostu Smart City” w Brzezinach.

Że nie będzie to kolejna klasyczna, nie oszukujmy się, zazwyczaj nudna konferencja mająca w nazwie chwytliwe hasło „Smart city”, można się było spodziewać po osobie organizatora. Marcin Pluta, burmistrz Brzezin, nie ma pięknego i bogatego miasta, które stać na wprowadzenie wszystkich technicznych nowinek. Dlatego jego podejście do tematu jest niesztampowe.

 

– Smart city to dla mnie przede wszystkim niestereotypowe rozwiązywanie problemów. Trzeba się zastanowić, jak połączyć różne dziedziny aktywności, wzbogacić projekty infrastrukturalne o elementy społeczne, kulturalne. Ja odnaleźć się w otoczeniu prawnym i zawsze szukać innowacyjnych rozwiązań. To dla mnie jest smart – mówi Pluta.

 

Na konferencji były obecne wszystkie idee, które burmistrz próbuje zaszczepić w mieście. Wśród nich konik burmistrza i znak rozpoznawczy Brzezin, czyli ekonomia społeczna i rozbudowany system zamówień z klauzulami społecznymi. Wrażenie robi pomysł oparcia całej gospodarki odpadami na specjalnie powołanej do tego spółdzielni socjalnej. Drugim elementem jest dążenie do samowystarczalności energetycznej, którego realizacja wcale nie musi być taka odległa.

 

Miasto otrzymało bowiem na projekty „smart city” całkiem duże środki w ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych, idealnie wpisując się w założenia przygotowane przez Komisję Europejską. Po mieście mają w przyszłości jeździć elektryczne autobusy, samochody i rowery, a cała energia używana w budynkach użyteczności publicznej – od urzędu po basen – ma pochodzić z farm solarnych i specjalnie przystosowanych do tego wiatraków. Cichych i przyjaznych, o osi pionowej.

 

O podobnych wiatrakach mówił obecny na konferencji wynalazca z Kodenia Waldemar Piskorz. Wybudował on w gminie Kodeń prototypową siłownię wiatrową o wysokości 30 metrów, składającą się z wielu mniejszych elementów, które w innych miejscach działają z powodzeniem samodzielnie. Zdaniem wynalazcy, rozwiązanie to jest znacznie wydajniejsze od klasycznych wiatraków i może pracować przy znacznie mniejszych i znacznie większych ruchach powietrza, niż wiatraki o osi poziomej. Atutem jest także cicha praca, brak zewnętrznych elementów ruchomych, mniejsza inwazyjność jeżeli chodzi o krajobraz. Siłownia o mocy 10 KW ma kosztować ok. 100 tys. zł. Wynalazek jest chroniony polskimi, europejskimi i światowymi patentami.

 

<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/fHJRUK1EVyY" frameborder="0" allowfullscreen=""></iframe>

 

Prawdziwym zaskoczeniem była jednak obecność na konferencji Wojewódzkiej Konserwator Zabytków. Podczas spotkań na temat "Smart City" to dość nietypowy gość. W dodatku przekonywała ona, że zabytki mogą być siłą napędową innowacji i finansowania przedsięwzięć rewitalizacyjnych. W Brzezinach planuje się nie tylko odkopać zaginione w średniowieczu miasto (obecnie tereny niezamieszkałe, obok miasta), ale i je... przywrócić do życia. Dosłownie, bo odbudowane elementy dawnego miasta mają być zasiedlone, a mieszkańcy mają żyć "jak w średniowieczu". Ubierać, się pracować tak jak w odległej przeszłości. Na tego typu przedsięwzięcia są oczywiście pieniądze zarówno Ministerstwa Kultury jak i ze środków europejskich.

 

O projektach łączących elementy rewitalizacji, wydobywania tożsamości miasta z kulturą i sztuką mówiła zaś przedstawicielka łódzkiej fundacji Urban Forms. Fundacja zasłynęła jedną z największych w Polsce kolekcji malarstwa wielkoformatowego. Łączenie elementów sztuki z angażowaniem społeczeństwa i rewitalizacją to jeden z elementów, które mogą wyróżnić nasz projekt i zapewnić mu odpowiednie finansowanie, a także po prostu pomóc osiągnąć zakładane efekty.

 

Przedstawicielka fundacji Habitat for Humanity Poland Magdalena Ruszkowska-Cieślak przekonywała do koncepcji kooperatywy mieszkaniowej, czyli takiej formy współpracy fundacji, urzędu miasta, banku i mieszkańców, która pomaga w realizacji marzeń o własnym mieszkaniu osobom niemającym zdolności kredytowych. Jej zdaniem pomysł (realizowany już w kilku gminach) jest wart szczególnego rozważenia w kontekście nowej ustawy o rewitalizacji. Dzięki kooperatywie zapewniony jest bowiem element partycypacji społecznej i zagęszczenia strefy zabudowanej.

 

Podsumowaniem spotkania było wystąpienie Jakuba Wygnańskiego z fundacji „Stocznia”.  – Coś się zmienia w myśleniu o miastach. Dawniej postrzegaliśmy je głównie przez pryzmat hardware’u, czyli infrastruktury. Dziś zastępuje to myślenie software’owe, czyli o społeczeństwie. Mamy też coraz wyraźniejszy trend buntu przeciwko klonowaniu miast, czyli powtarzaniu w każdym z nich dokładnie tych samych rozwiązań – mówił.

 

Jego zdaniem właściwe rozumienie smart city to nie jest ani miasto cwane, jak można by tłumaczyć słowo smart, ani zapatrzone w nowinki technologiczne, które mogą się wydawać fajne, ale do niczego niepotrzebne. Smart to miasto, które potrafi radzić sobie z różnymi wielopoziomowymi problemami, zwanymi w języku angielskim „wicked problems”. To takie problemy, dla których nie można znaleźć rozwiązania tradycyjnymi metodami zarządzania, analizy, statystyk itd. Efekty może dać tylko próba zrozumienia potrzeb konkretnej społeczności i zastosowanie odpowiednich narzędzi. Zwykłe przeprowadzenie konsultacji nie pomoże.

Pokazuje to na przykład projekt z Głogowa, gdzie władze miasta w modelowy sposób próbowały zaangażować społeczność i zaproponowały plebiscyt na wybór farby, którą zostanie pomalowany most. Efekt? Wygrał kolor wrzosowy, zdaniem niektórych wściekle różowy. Niezadowolenie społeczne pogłębiło jeszcze nazwanie mostu „Mostem Tolerancji”... Jak mówił Wygnański wiele pomysłów na rewitalizację miasta jest skazanych na niepowodzenie już na samym początku, bo ludzie traktowani są w nich jako problem. – Często nie bierze się pod uwagę takich wartości, jak godność ludzka. Ich nie da się oczywiście w żaden sposób zmierzyć i ocenić. Tymczasem są one ważniejsze niż pieniądze, a ludzie chcą walczyć o swoją godność, a nie dobrobyt – podsumowywał Wygnański.  

 

 

TAGI: dobre praktyki,

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane