W samorządach

Samorząd i armia, czyli polskie kolce

Polski nie stać na takie rozbudowywanie wojsk operacyjnych, by były w stanie zatrzymać lub nawet skutecznie odstraszać potencjalnego agresora ze wschodu. Zamiast tego potrzebna nam jest koncepcja Obrony Terytorialnej. Nie tylko tańszej, ale i skuteczniejszej siły odstraszania, mającej jednocześnie lokalny, samorządowy charakter – mówił dr Romuald Szeremietiew, podczas spotkania w ramach II Kongresu Młodego Samorządu.

Jednym z punktów kulminacyjnych II Kongresu Młodego Samorządu było spotkanie z dr. Romualdem Szeremietiewem, byłym wiceministrem obrony narodowej. Jego wykład dotyczył koncepcji obronnych Rzeczypospolitej ze szczególnym naciskiem na promowaną przez prelegenta ideę Obrony Terytorialnej.

 

W koncepcji Szeremietiewa to pomysł stworzenia kilkusettysięcznej armii ochotników i niezawodowców, których oddziały znajdowałyby się przynajmniej w każdym powiecie, dobrze uzbrojonych także w broń przeciwpancerną i przeciwlotniczą. Zgodnie z ideą Szeremietiewa byłaby to jednostka wojskowa (a nie stowarzyszenie, czy organizacja paramilitarna), podległa strukturze wojskowej, ale w terenie mogłyby podlegać w sytuacjach kryzysowych jednostkom samorządu. Jej oddziały pomagały w sytuacjach nadzwyczajnych władzom gmin i powiatów np. przy powodziach, klęskach naturalnych i katastrofach innego rodzaju.

 

Skąd ten pomysł? Zdaniem Szeremietiewa Polacy muszą sobie odpowiedzieć na pytanie jakiego rodzaju obronę mogą i chcą stosować. – Czy Polska aby obronić się przed drapieżnikiem powinna sobie przygotować odpowiednie kły, czy przywdziać kolce? – pytał. W języku wojskowym kły będą oznaczać wojska operacyjne (ofensywne), a więc żołnierzy zawodowych i sprzęt typu czołgi, samoloty, śmigłowce, a kolce to lekko uzbrojone, ale w skuteczną nowoczesną broń wojska obrony terytorialnej. – My wojny nie chcemy prowadzić i nie chcemy do niej dopuścić. Wszystkie symulacje pokazują, że na każdej wojnie nasz kraj będzie najbardziej poszkodowany. I to jest nasz punkt wyjścia – mówił Szeremietiew.

 

Jego zdaniem analizując swoje możliwości warto sięgnąć do analogii historycznych. Zestawianie z rokiem 1939 wcale nie wypada optymistycznie. W 1939 z traktatów wynikało, że w razie agresji Niemiec na Polskę Anglia i Francja wypowiedzą wojnę Niemcom oraz, że w ciągu 15 dni od ogłoszenia mobilizacji Francja głównymi siłami uderzy na Niemcy. Dziś mamy też zapewnienia „W razie agresji na Polskę państwa NATO udzielą wsparcia” (art. 5 Paktu Północnoatlantyckiego) oraz „Siły zbrojne RP otrzymają wojskową pomoc NATO”.

 

Nie jest jednak określone jakiego wsparcia udzielą państwa NATO, a każdy kraj podejmuję decyzję samodzielnie. Nie jest też określone kiedy nasze wojsko otrzyma wsparcie. To ważne ponieważ z analiz wynika, że pomoc może przyjść za ok. 3 miesiące. Tymczasem jak oceniał w jednym z wywiadów Gen. Waldemar Skrzypczak, były Dowódca Wojsk Lądowych „wojsko byłoby w stanie tylko trzy dni powstrzymywać rosyjską armię przed wejściem do Warszawy”.

 

Jedynym sensownym rozwiązaniem wydaje się więc odstraszyć agresora. Szeremietiew określił trzy możliwości: A) Broń nuklearna: uzyskać dostęp do broni USA. Mało realne. B) Środki ofensywne („Polskie Kły”): rakiety, np. na okrętach podwodnych i samolotach. Są to jednak bardzo drogie środki walki (dziesiątki miliardów zł), a przy naszych możliwościach ich jakość i ilość byłaby ograniczona. Dodatkowo rozbudowa armii ma aspekt prowokujący silniejszego agresora do uderzenia wyprzedzającego, czyli w języku wojskowym prewencyjnego – Wszystkie samoloty F16, na które wydaliśmy ogromne pieniądze to jest dla Rosjan półtorej minuty lotu rakiety Iskander. Ten drogi sprzęt jest atrakcyjny i fajnie się sprzedaje w telewizji, ale jego siła odstraszania jest naprawdę mizerna – stwierdził. C) Powszechny system obrony terytorialnej: to środek defensywny, ale stosunkowo tani, który wyceniany jest na kilkanaście miliardów zł (szkolenie i uzbrojenie ludzi), w stosunku do stukilkudziesięciu miliardów planowanych do wydania na „Polskie Kły”.

 

– Musimy też pamiętać, że polityką Rosji jest zawsze „wyzwalanie”. Dlatego w ramach przygotowania prowadzone są akcje wieloletniej dywersji ideologicznej, która ma doprowadzić do upadłości kraju, a co najmniej do osłabienia jego woli walki. Naszą przewagą  jest wspólnota narodowa i wola obrony. Powszechne przygotowanie w zakresie zdolności do prowadzenia walki zbrojnej może ją tylko pogłębić – mówił Szeremietew.

 

 

 

 

Obrona Terytorialna, to także wbrew pozorom, najskuteczniejszy rodzaj wojska. Jak pokazują współczesne wojny, dzisiejsze mocarstwa łatwo sobie radzą z wojskami operacyjnymi przeciwnika, ale ogromne problemy sprawiają im tzw. działania asymetryczne. – W Gruzji największe straty lotnictwo rosyjskie poniosło w wyniku ostrzału z broni ręcznej. Broń ta była dostarczona przez polskiego producenta – mówił Szeremietiew (Gruzja kupiła od polski 30 przenośnych zestawów rakietowych i 100 rakiet, dzięki którym strącono 9 samolotów i śmigłowców Rosyjskich – przyp. red.). W teorii wojskowości przy działaniach wojsk operacyjnych stosunek sił, który oznacza niepodważalne zwycięstwo to 3:1.

 

– Oblicza się, że dziś przy nowoczesnej technice jaką może dysponować obrona terytorialna wojska operacyjne agresora chcąc opanować teren na którym podjęto działania asymetryczne powinny mieć przewagę jak 20:1, a w przypadku działań miejskich nawet 50:1. Łatwo policzyć, że przy 500 tys. żołnierzy agresor musiałby dysponować 10 milionową armią – przekonywał były wiceminister obrony. Zdaniem Szeremietiewa rząd przygotowując strategię powinien uwzględnić zadania samorządów w systemie Obrony Terytorialnej, a gminom i powiatom powinny zostać przekazane odpowiednie fundusze, tak żeby mogłyby zapewnić wykonanie zadań, która dotyczy obrony miejscowej danego terenu.

 

 

 

 

Urośnijcie do rangi eksperta

 

Jak mówić krótko, ale ciekawie, zaskakująco, ale nie kontrowersyjnie, mądrze, ale zrozumiale – o trudnej sztuce łączenia tych rzeczy opowiadał podczas kongresu Marek Czyż z Telewizji Polskiej.

 

Samorządowców zazwyczaj podczas spotkań z reprezentantami największych mediów (na I Kongresie był Bogdan Rymanowski z TVN) najbardziej nurtuje pytanie w jaki sposób przeciwdziałać ewidentnie tendencyjnym i negatywnym programom. Podczas spotkania z przedstawicielem Telewizji Polskiej młodzi wójtowie i burmistrzowie podawali przykłady i zadawali pytania jak należałoby zareagować. Np. po przykrym wydarzeniu na terenie gminy nagle wpada do gabinetu burmistrza telewizja, kręcąc jego reakcję już od samego wejścia na teren urzędu. Inny wójt opowiadał o problemie z brakiem wody pitnej, który został rozwiązany w ekspresowym (jego zdaniem) tempie kilku tygodni.

 

Cała akcja została bardzo pozytywnie oceniona przez mieszkańców, media przyjeżdżały oglądać zmagania (w pracach pomagało m.in. wojsko i straż pożarna), ale po całej sprawie pojawił się tylko jeden materiał opisujący tragiczną sytuację w gminie i nieumiejętność wójta poradzenia sobie z sytuacją. Zdaniem Marka Czyża samorządowcy mają ograniczone możliwości reagowania w takich sytuacjach.

 

– Po pierwsze zawsze trzeba być przygotowanym, że jeśli coś się dzieje, to telewizja na pewno wpadnie. Jeśli już są w gabinecie to spokojnie poprosić ich o kilka minut na przygotowanie, zaprosić na herbatę wskazać miejsce do poczekania. W żadnym wypadku nie wypraszać, nie denerwować się pamiętając, że wszystko jest nagrywane. To nie zawsze poskutkuje, ale to jedyna szansa. Na przyszłość należy postarać się o to, żeby telewizja tak łatwo nie mogła wejść do gabinetu niezapowiedziana. Najlepiej mieć kogoś od kontaktów z prasą – mówił. Jaka byłaby jego rola? Przede wszystkim kontakt z mediami w takich stresowych sytuacjach i niedopuszczenie, żeby pierwsze uderzenie spadło na wójta. On nie musi wszystkiego wiedzieć, może okazać bezradność, a przede wszystkim daje czas wójtowi, żeby się przygotował na pytania.

 

Generalnie jednak Czyż zachęcał do długofalowej taktyki budowania relacji z mediami. – Nie zaszkodzi zaprzyjaźnić się z jakimś dziennikarzem lokalnym, a przede wszystkim nigdy nie odmawiajcie wypowiedzi, jeśli tylko macie czas na przygotowanie się. Nie zrzucajcie tego na kolegów, na sekretarza itd. Musicie zbudować swoją pozycją jako ekspertów. Ze swoją wiedzą i pozycją na pewno będziecie umieli zabrać głos we wszystkich sprawach dotyczących waszej gminy, powiatu, może nawet regionu. Spróbujcie przygotować sobie coś ciekawego, mówcie krótko, jeżeli sytuacja na to pozwala to z dowcipem. No i jeżeli tylko można uśmiechajcie się – mówił dziennikarz. – Kiedy już będziecie mieli takie relacje z mediami, będziecie występowali jako eksperci, znali dziennikarzy. Wtedy dużo trudniej będzie o negatywny materiał – podsumowywał.

 

 

 

 

 

II Kongres Młodego Samorządu 7-9 kwietnia, Duszniki-Zdrój.

Wśród prelegentów kongresu byli też m.in.: prof. Mariusz Jędrzejko z Centrum Profilaktyki Społecznej, Krzysztof Brzozowski z Centrum Technologii Energetycznych w Świdnicy, Maciej Wyszoczarski, koordynator projektu, dyrektor pionu sieci administracji PKO BP, Piotr Zygadło – dyrektor Departamentu Regionalnych Programów Operacyjnych w Ministerstwie Rozwoju, Maciej Bluj wiceprezydent Wrocławia oraz Szymon Sikorski, prezes agencji Publicon, ekspert, wykładowca, dyrektor ds. nowych mediów w portalu wroclaw.pl.

 

 

TAGI: dobre praktyki,

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane