W samorządach

Będziemy dyskutować niezależnie od poziomu debaty

Nie możemy zrezygnować z przedstawiania swojego zdania – mówi Jacek Gursz, burmistrz Chodzieży (woj. wielkopolskie), przewodniczący Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Wielkopolski, które objęło właśnie rotacyjną prezydencję w Ogólnopolskim Porozumieniu Organizacji Samorządowych (OPOS). Gursz opowiada o nowym otwarciu w kontaktach pomiędzy samorządem i rządem i reakcji na radykalne poglądy prezentowane dziś na scenie politycznej.

Z początku dość ostrożnie podchodził pan do OPOS-u. Pamiętam, że na spotkaniu inaugurującym Stowarzyszenie Gmin i Powiatów Wielkopolski było tylko obserwatorem. Ale dołączyliście do porozumienia, a teraz nawet przejmujecie prezydencję i to chyba w najgorętszym dla samorządów okresie.

Zacznijmy od tego, że tak naprawdę OPOS wymyśliliśmy tutaj, w Wielkopolsce. Może nie sam OPOS, bo wtedy jeszcze nazwy nie było, ale sama idea, żeby spotykać się w gronie kilku organizacji regionalnych, narodziła się właśnie w tym gabinecie (rozmawiamy w sali Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu, w siedzibie Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Wielkopolski – przyp. red.) we wrześniu 2013 roku. Na posiedzeniu zarządu Stowarzyszenia rzuciłem pomysł, bo wydawało mi się, że sami mamy za małą siłę przebicia. Nawet jak ktoś z rządu odpisywał na nasze stanowiska, to nie traktowano nas do końca poważnie. Nasz głos trzeba było wzmoćnić. Szybko okazało się, że wiele organizacji samorządowych myśli podobnie. W pierwszym spotkaniu w Tarnowie Podgórnym uczestniczyło chyba siedem organizacji. Nazwa OPOS i pierwsze założenia porozumienia powstały w Aleksandrowie Łódzkim. Na spotkaniu w Zielonej Górze i Nowej Soli, podczas którego podpisano formalnie deklarację OPOS, było już 10 organizacji. Rzeczywiście pełniliśmy wtedy rolę obserwatora. Koledzy z zarządu SGiPW nie byli pewni, w którym kierunku OPOS będzie zmierzać. Martwiliśmy się, czy uda się utrzymać formułę nieformalnego porozumienia. Pojawiały się też głosy, także nieprzychylne, ze strony organizacji ogólnopolskich, do których w większości przynależymy. Przyjęta ostatecznie organizacja była zgodna z naszymi poglądami na jej kształt i staliśmy się pełnoprawnym członkiem OPOS-u już na kolejnym spotkaniu. Teraz zgodnie z zasadą kadencyjności przejmujemy stery.

 

Przynależność do organizacji ogólnopolskich nie wystarczała wam?

W Związku Miast Polskich przez lata dominowały największe miasta. Podobnie było w innych organizacjach samorządowych. Tematy, którymi interesują się ogólnopolskie organizacje, są zazwyczaj determinowane przez punkt widzenia największych i najbogatszych jednostek. Jako burmistrz Chodzieży wielokrotnie odnosiłem wrażenie, uczestnicząc w zjazdach, że nie ma tam odpowiedniego miejsca dla miasta mojej wielkości. W związkach regionalnych jest inaczej. Tutaj zakres podejmowanych tematów jest szerszy. Dużą wagę przywiązujemy do drobnych spraw, którymi ogólnopolskie organizacje nie zawsze chcą się zajmować. Ale te drobne sprawy determinują funkcjonowanie samorządu.

 

Sukcesy OPOS-u?

Po pierwsze, przetrwaliśmy razem trzy lata, co bez struktur nie było takie oczywiste. Po drugie, doprowadziliśmy do tego, że uwzględniono nas w pracach Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego – na razie w charakterze obserwatorów. Udało się też załatwić kilka mniejszych spraw, zorganizować parę spotkań z przedstawicielami prezydenta i rządu. Opiniowaliśmy m.in. projekt zmian w samorządach przygotowany przez Kancelarię Prezydenta Bronisława Komorowskiego i zwróciliśmy tam uwagę na niepotrzebne dublowanie kompetencji konwentów wojewódzkich z regionalnymi organizacjami. Generalnie jednak klimat dla samorządności nie był korzystny i wiele spraw pozostawało bez odpowiedzi. Teraz obserwujemy nasilenie tej tendencji.

 

Prezydencję w OPOS zaczęliście od spotkania poświęconemu urzędom stanu cywilnego. Czy to jedna z najważniejszych obecnie spraw?

Naszym priorytetem jest ochrona interesów samorządów, także finansowych, oraz obrona samodzielności i praworządności. Przez co najmniej 10 ostatnich lat sytuacja samorządów pogarszała się. Mam wielki żal do parlamentarzystów poprzednich i obecnej kadencji, którzy w polityce lokalnej stawiali swoje pierwsze kroki. Potwierdza się, że przekroczenie progu gmachu na Wiejskiej w Warszawie wywołuje swoistą amnezję. Natychmiast zapominają o podstawach funkcjonowania naszego państwa, czyli o samorządach. Mówię o podstawach, bo jestem przekonany, że to samorządy są filarem demokracji  i rozwoju gospodarczego w Polsce. Zostając posłem, natychmiast odcina się od swoich korzeni. W efekcie obserwujemy ciągłe dokładanie samorządom zadań bez pieniędzy i ciągłe oskubywanie z prerogatyw i dochodów. Coraz mniej jest samorządności, coraz więcej zadań zleconych i złych przepisów. Właśnie teraz następuje kumulacja zagrożeń ze strony administracji centralnej. Z jednej strony są to sprawy rozpoczęte przez poprzedni rząd, takie jak informatyzacja USC, a z drugiej zapowiedzi nowego rządu: podniesienia kwoty wolnej od podatku bez żadnej rekompensaty oraz zmiany w oświacie. Ale to problem finansowania USC skupia jak w soczewce istotę problemu. To typowy temat dla naszej organizacji. Niszowy, ale bardzo ważny i jednocześnie słabo zauważany przez organizacje ogólnopolskie. Przygotowanie raportu na temat urzędów stanu cywilnego zaproponowało Zrzeszenie Gmin Województwa Lubuskiego i dzięki inicjatywie OPOS przedsięwzięcie zostanie zrealizowane w większej skali. Ale USC to szczyt góry lodowej. Do rozwiązania pozostaje wiele problemów z zadaniami zleconymi.

 

Co zamierzacie zrobić?

Urząd stanu cywilnego to klasyczny przykład. Zadanie jest rządowe. Realizuje je gmina, ale bez zabezpieczenia finansowego. Właściwie gdybyśmy mieli sztywno trzymać się zasad, to większość samorządów już w maju zamknęłaby urzędy ze względu na brak środków. Powinniśmy wywiesić kartkę: „Sorry, państwo nie dało pieniędzy, a my nie mamy prawa dopłacać”. Choć w rzeczywistości prawie wszyscy dopłacamy, czasem wbrew opiniom regionalnych izb obrachunkowych. Musimy przerwać tę fikcję i przedstawić dokładne dane dotyczące wydatków na USC na terenie całego kraju, które zdobędziemy na podstawie badania ankietowego w gminach. Przy okazji chcemy zobaczyć i porównać, jak na finanse USC wpłynęła zmiana algorytmu finansowania wprowadzona przez poprzedni rząd. Wydaje się, że jest kosmetyczna, ale sprawdzimy, jak to wygląda w praktyce. Na organizację USC wpłynął też obowiązek pracy w aplikacji ŹRÓDŁO, która jak wiadomo nie działa prawidłowo. Dodam, że wynikami naszych analiz nie chcemy rządu zaskakiwać. Powinniśmy działać wspólnie, żeby każdy etap mógł być na bieżąco dyskutowany w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Całość spróbujemy zakończyć dużą konferencją, na której odbędzie się debata na temat finansowania USC. Chcemy pokazać, że można z nami na każdym etapie konstruktywnie rozmawiać. Bez zacietrzewienia, ale w oparciu o twarde dane i jasne stanowiska. W podobny sposób zamierzamy podejść do innych problemów. Wierzymy w owocną współpracę pomiędzy organizacjami zrzeszonymi w OPOS i rządem.

 

A co ze zmianami, które szykuje nam obecny rząd?

Są przynajmniej dwie rzeczy, na które musimy zwrócić uwagę. Po pierwsze, podwyższenie kwoty wolnej od podatku, która będzie nas kosztować  na pewno więcej niż 8 miliardów złotych. Po drugie, zniesienie obowiązku szkolnego dla sześciolatków. Wbrew pozorom to dla nas czysta strata, wynosząca ok. 4 tys. zł na jednego sześciolatka. Dlaczego? Do tej pory samorząd otrzymywał na sześciolatka subwencję, czyli ok. 5400 zł na ucznia przeliczeniowego. Od tego roku, jeśli sześciolatek nie pójdzie do szkoły, to samorząd dostanie dotację: 1370 zł. Pani premier poinformowała przy tym, że hojnie zwiększa nam dotację o 65 zł. Ale o zawłaszczeniu 4 tys. zł nie wspomniała.

 

Jakie są to kwoty w przypadku Chodzieży?

Tylko na sześciolatkach i zamianie subwencji na dotację to ok. 800 tys. zł. Do tego dojdzie 1,2 mln straty w wyniku mniejszych wpływów z podatku PIT.

 

Przy budżecie?

Ok. 55 mln zł, ale tę kwotę trzeba by zestawić z tym, ile mam na inwestycje, czyli 3–3,5 mln zł. Kosztów stałych nikt mi nie zmniejszy. Jeśli stracę 2 mln zł, to zostanie maksymalnie półtora miliona. Co będę mógł z tym zrobić? Czy wystarczy na jakiś projekt unijny? Śmieszy mnie sposób, w jaki stanowisko rządu tłumaczył minister finansów. Stwierdził, że samorządy nie powinny narzekać, bo dostaną środki z UE. Ale przecież za te pieniądze nie będę mógł prowadzić szkoły, nie utrzymam urzędu, infrastruktury. Zmiany wymaga cały system finansowania. Kilka dni przed informacją o braku rekompensaty dla samorządów rząd odrzucił możliwość poparcia ustawy zwiększającej nasz udział w podatku PIT. Od 2001 roku nie było chyba rządu przychylnego samorządom.

 

 

Jest pan członkiem Platformy Obywatelskiej?

Tak i muszę przyznać, że PO przez osiem lat rządów wprowadziła wiele nieprzychylnych rozwiązań, a ja sam wielokrotnie protestowałem. Powstanie OPOS-u było efektem naszych bolączek, niedostrzegania ich przez rząd i rządzącą partię. Nie oszukujmy się: każdy samorządowiec ma jakieś poglądy polityczne. Wydaje mi się, że przynależność do partii nie jest obciążeniem, tylko daje szansę zwrócenia uwagi na pewne problemy także w trakcie partyjnych dyskusji. Ta droga była do tej pory za mało wykorzystywana.

 

Co dalej w OPOS-ie?

Mamy plan działań opartych na 25 postulatach przygotowanych w zeszłym roku na 25-lecie samorządności. Dla mnie bardzo ważna jest kwestia ustroju samorządowego i jakości prawa. Bardzo nam zależy na powołaniu Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Samorządowego.

 

Czy przy obecnym tonie debaty publicznej, kiedy ciągle mówi się o zagrożeniach wolności, demokracji, państwa prawa, jest w ogóle szansa na merytoryczną debatę o samorządach?

Dobre pytanie... Na szczeblu samorządowym na pewno tak. Przecież w ramach stowarzyszeń mamy pełny przegląd postaw politycznych i w OPOS-ie nie ma problemu z merytoryczną dyskusją nawet na najtrudniejsze tematy. Ale czy możliwa będzie w najbliższym czasie sensowna debata w mediach oraz z rządem… Tego nie wiem.

 

To może przeczekać? Za jakiś czas sytuacja powinna się trochę unormować. Wtedy wrócilibyście do debaty.

Nie. Nie możemy się dać uciszyć i nie możemy zrezygnować z przedstawiania swojego zdania tylko dlatego, że poziom debaty jest taki, a nie inny. Kiedyś śmialiśmy się, że może na posiedzeniu zarządu powinnyśmy się pobić, albo ktoś powinien spaść ze schodów, wtedy przyjechałaby telewizja i prasa i by o nas napisała. Mamy argumenty, mamy plan działania i będziemy starali się go realizować. Nieobecni nie mają racji, a my chcemy być obecni i aktywni. Jestem przekonany, że nasza partnerska i merytoryczna postawa zostanie zauważona i podstawy państwowości, czyli samorząd lokalny, uzyskają właściwe formy.

 

 

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane