W samorządach Prawo

Dlaczego nie lubimy prawników

Ostatnimi laty prawnicy nie mają dobrej passy. Dawno minęły czasy, a tak było na przełomie lat 80. i 90, kiedy na czele rankingów zaufania publicznego królowali adwokaci. Dziś mamy totalny kryzys zaufania nie tylko do adwokatów, ale także do sędziów i innych zawodów prawniczych, do legislatorów jako twórców prawa, a w konsekwencji do samego prawa.

Dlaczego tak się dzieje, gdzie tkwią przyczyny naszych bardzo negatywnych opinii o prawnikach i prawie? Powiedzieć, że to za sprawą poważniejszego kryzysu, bo kryzysu państwa, to za mało. Chociaż dla przeciętnego obywatela świadomość, że prawo jest właśnie instrumentem służącym do dobrej organizacji życia społeczeństwa, niewiele mówi. System prawa jako ruszt, na którym opiera się państwo, jest dziurawy, bo pisane w parlamencie i rządzie prawo nie jest najlepsze. Trudno więc oczekiwać, że jego stosowanie w sądach, urzędach i w codziennym życiu (respektowanie przez obywateli) da dobre owoce.

 

Przeprowadziłem krótką sondę wśród moich znajomych i przyjaciół niezwiązanych zawodowo z prawem, dlaczego nie lubią prawników. Wyszło na to, że są przekupni, szukają furtek aby obejść przepisy, że króluje nepotyzm i hermetyczność w korporacjach, że formalizm i automatyzm stosowania przepisów zabija „ducha praw”, jak to określił jeden z moich respondentów. Ale na pytanie, jaki zawód wybrałbyś dla swojego dziecka, w odpowiedzi najczęściej słychać było o lekarzu i prawniku.

 

Spróbujmy więc spojrzeć na drugą stronę lustra. Prawników i prawa nie lubimy, bo zazwyczaj spotkanie z nimi (czytaj z Temidą, urzędem, organami porządkowymi) bywa źródłem stresu, a bardzo często sporych dolegliwości, a nie przyjemności. Prawa jest za dużo, a jego język onieśmiela obywatela,  a nawet profesjonalistów przygotowanych na spotkanie z paragrafami. Sędziowie w uzasadnieniach wyroków też nie rozpieszczają nas polszczyzną, o czym wiem z autopsji, bo często sens orzeczenia czy wyroku próbuję na łamach „Wspólnoty” przełożyć na ludzki język.

 

Może gdzieś po drodze z totalitaryzmu do kapitalizmu zagubiliśmy etos zawodu prawnika jako zawodu zaufania publicznego? A przecież jego istotą jest właśnie wspieranie obywatela w zderzeniu z prawem tak, aby mógł otrzymać to, co jak już zauważono w starożytności, słusznie mu się należy, czyli sprawiedliwy wyrok, decyzję. Patrząc z pozycji klienta adwokata, notariusza, prokuratora czy sądu każdy z nas ma swoje oczekiwania i wymagania, a wybierając sądowego pełnomocnika darzymy go przecież zaufaniem. Chcemy być traktowani przez prawników przyjaźnie, uczciwie, sprawiedliwie, ale czasem otrzymujemy zimny prysznic. To też nie służy budowaniu dobrej opinii.

 

Dziś wiele się debatuje o potrzebie podniesienia poziomu etycznego i zawodowego prawników, szczególnie zawodu sędziego. Trwa reforma systemu sądownictwa, wzbudzająca gorące spory. Jednocześnie nadal mało budujące przykłady korupcji, łapówkarstwa czy wyłudzenia w krakowskim sądzie pieniędzy na fikcyjne umowy rujnują etos profesji sędziego.

 

Krytyka sędziów nie sprowadza się tylko do ciężkich zarzutów karnych. Nawet uznane autorytety prawnicze, jak prof. Ewa Łętowska przyznają, że sędziowie sami sobie nagrabili, bo chowają się za parawanem literalnie odczytywanych przepisów. Zamiast zadać sobie trud ich właściwego odczytania, pochylić się nad ich celowością, uwzględnić  kontekst społeczny czy ekonomiczny, idą na skróty.

 

Sędziowie są w tej komfortowej sytuacji, że wydają wyroki w imieniu Rzeczypospolitej, a nie swoim, co jest ich swoistą tarczą ochronną. Patrząc na nasze sądownictwo, czasem zazdroszczę Anglosasom, bo tam wyrok wydaje sędzia Brown i w powszechnym obiegu taki wyrok funkcjonuje jako „wyrok sędziego Browna”. Tam sędzia nie ukrywa się za autorytetem państwa, bo każde orzeczenie ma imiennego autora. Czy doczekamy się, aby u nas mówiono, że to „wyrok sędziego Kowalskiego”?

 

Żyjemy w czasach, kiedy prawo dawno oderwało się od religii, moralności i systemu wartości. Dziś jeśli nie wiem, co mi wolno a czego nie, muszę szukać w tysiącach kazuistycznych przepisów ustaw, w różnych regulaminach, kodeksach dobrych praktyk, itp. Ktoś kiedyś powiedział, że im bardziej rośnie litera prawa, tym bardziej maleje duch prawa. Cóż, chciałoby się powiedzieć: takie mamy czasy, ale to nie jest tylko wina prawników i prawa.

 

*zastępca redaktora naczelnego „Wspólnoty”

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane