Rozmowy Wspólnoty

Najpierw był strach, dziś jest duma z farmy wiatrowej

– Inwestor jest uczciwy wobec mieszkańców. Przeznaczył dla sołectw sąsiadujących z farmą ponad 3 mln zł na inwestycje celu publicznego. W nieruchomościach znajdujących się w odległości mniejszej niż 750 m każdemu chętnemu wymienił okna na trzyszybowe. I co roku zasila nasz budżet wysokim podatkiem od nieruchomości – mówi Paweł Mikołajewski, burmistrz miasta i gminy Biały Bór.

Na terenie gminy powstała ogromna farma wiatrowa należąca do hiszpańskiego inwestora Iberolica. Jak duża jest to inwestycja w wymiarze rzeczowym i finansowym?

Zlokalizowana na terenie naszej gminy farma wiatrowa liczy 42 wiatraki, ma moc nominalną 150 MW, co oznacza, że byłaby w stanie zasilić w energię elektryczną niemal 130 tysięcy gospodarstw domowych. Wiatraki zbudowano na terenie 6 sołectw, oczywiście na ziemiach użytkowanych rolniczo, przy czym są to gleby V i VI klasy. Proces inwestycyjny tej farmy od pomysłu do budowy trwał niemal 12 lat, co pokazuje, że takie inwestycje nie powstają z dnia na dzień i że nie ma w nich żadnej przypadkowości. Całkowita wartość inwestycji sięgnęła 700 mln zł i obejmuje pozyskanie prawa do gruntów, budowę turbin oraz infrastruktury towarzyszącej.

 

W związku z ustawą sejmową wiele mówi się o odległości wiatraków od siedzib ludzkich. Jak zlokalizowana jest farma na terenie gminy Biały Bór?

Została zbudowana na podstawie przepisów obowiązujących jeszcze przed 2015 rokiem. W tamtym reżimie prawnym miejsce posadowienia każdej turbiny wiatrowej wynikało z norm i analizy natężenia hałasu zarówno w dzień, jak i w nocy.

 

Jak zareagowali mieszkańcy, kiedy uświadomili sobie, że obok nich stanie tak potężna farma wiatrowa?

No cóż, na początku była to bardzo histeryczna reakcja podsycana przez przyjezdnych aktywistów z organizacji ekologicznych. Warto jednak zauważyć, że ludzie bardzo mocno przestraszyli się tej inwestycji nie w chwili, kiedy był uchwalany miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, ale gdy już trwało postępowanie o udzielenie pozwoleń na budowę. To była bardzo charakterystyczna reakcja, bo ludzie oświadczali, że nic o planach takiej inwestycji nie wiedzieli, o niczym nie byli informowani, podczas gdy mieli możliwość zapoznania się z projektem planu, kiedy zgodnie z przepisami był wyłożony do konsultacji. Mówię tu o okresie, kiedy jeszcze nie pełniłem funkcji burmistrza. Ale to niezwykle charakterystyczne, że w przypadku planowania przestrzennego mieszkańcy raczej nie korzystają ze swoich uprawnień, a potem kwestionują ustalenia planu na etapie pozwoleń na budowę.

 

To w Polsce powszechne zjawisko, bo ludzie nie rozumieją procedury planistycznej albo nie przykładają należytej wagi do postanowień planu.

Właśnie dlatego, kiedy inwestor złożył wnioski o wydanie pozwolenia na budowę, a były to trzy odrębne wnioski, każdy liczący po kilkaset biorących udział w postępowaniu stron, pojawiły się strach i protesty.  Jak powiedziałem wcześniej, obawy mieszkańców były w pewnym sensie podsycane rzekomymi wynikami badań oddziaływania wiatraków na zdrowie ludzi i na otoczenie przyrodnicze. Działacze organizacji quasi-ekologicznych straszyli mieszkańców, że w ciągu trzech do pięciu lat poumierają na raka, że wyginą zwierzęta, że zginą ptaki zabite przez śmigła wiatraków, a zimą te śmigła będą rozrzucały zalegający na nich lód na duże odległości itd. W tym czasie byłem już burmistrzem i kiedy ukształtował się komitet protestacyjny zorganizowaliśmy dla niego i dla mieszkańców we wszystkich zainteresowanych sołectwach mnóstwo spotkań z inwestorami i ekspertami. To były bardzo gorące spotkania, na których przeciwnicy budowy farmy rozpowszechniali wiele fałszywych wiadomości, ekspertyz i wyników rzekomych badań. Zdarzyła się nawet sytuacja, że przyjezdny aktywista zaprezentował wyniki badań jednej z wrocławskich uczonych, która jednak zaprzeczyła, że takie badania prowadziła i opracowywała jakąkolwiek ekspertyzę. Pomimo przedstawionych przeze mnie w tej sprawie dokumentów pozyskanych od kolegi wójta z gminy Sławno, która już wcześniej zderzyła się tym kłamstwem, aktywista rzucił oskarżenie, że to fejk, fałszywka, a on ma rację. To pokazuje, jaki był poziom dezinformacji nakręcających emocje. Dlatego zorganizowaliśmy dla mieszkańców wyjazd do funkcjonującej farmy, aby ludzie mogli przekonać się naocznie, jakie są rzeczywiste skutki takich inwestycji.

A trzeba wiedzieć, że współczesne turbiny są o wiele bardziej zaawansowane technicznie i przyjazne dla środowiska niż te, które instalowano w Polsce jeszcze osiem lat temu. Obecnie hałasy generowane przez wiatraki w zasadzie nie różnią się od szumów, które na co dzień występują w otoczeniu. Sam mieszkam niedaleko oddanej niedawno obwodnicy i na początku jej hałas mnie przytłaczał. Dziś już nie zwracam na to uwagi, przyzwyczaiłem się do sąsiedztwa.

 

A jak dzisiaj mieszkańcy patrzą na niegdysiejsze strachy?

W naszej gminie wiatraki kręcą się pełną mocą od ubiegłego roku i ludzie mówią, że ten ruch słychać. To oczywiste, bo wiatraki są urządzeniami mechanicznymi, a podczas pracy każde urządzenie techniczne wytwarza jakiś hałas. Natomiast podkreślają, że jego nasilenie zależy głównie od czynników pogodowych, kierunku wiatru, ciśnienia, wilgotności powietrza itd., ale nie są to dźwięki utrudniające życie. W tej sprawie nie mieliśmy dotychczas ani jednej skargi. Zaobserwowaliśmy natomiast paradoks, bo farma wiatrowa stała się niejako atrakcją turystyczną. Ludzie przyjeżdżają do nas, spacerują bądź jeżdżą rowerami po drogach technicznych między wiatrakami, a mieszkańcy są dumni z tego, że w naszej gminie rozwijana jest najnowocześniejsza gałąź energetyki.

Do niedawna pretensje mieszkańców dotyczyły zupełnie innych problemów. Ustawa odległościowa stanowiła, że dystans pomiędzy nowo budowanymi domami a najbliższą turbiną wiatrową nie może być mniejszy niż 10h, w efekcie niektórzy mieszkańcy burzyli się, że nie mogli budować domów na własnych gruntach. Ci ludzie z pewnością będą zadowoleni z ostatniej zmiany ustawy.

 

Jakie korzyści przyniosła mieszkańcom konkretnych wsi lokalizacja farmy?

Przy okazji budowy farmy wiatrowej gmina we współpracy z inwestorem wykorzystała ideę społecznej odpowiedzialność biznesu (CSR). Hiszpańska firma okazała się uczciwa wobec mieszkańców, uznała, że będzie sąsiadem społeczności lokalnych przez kolejne 25 lat i zaproponowała pewną formę współpracy. Mianowicie przeznaczyła dla sołectw sąsiadujących z farmą ponad 3 mln zł na inwestycje celu publicznego. Co więcej, zobowiązała się, że połowę tej kwoty będzie przekazywała beneficjentom co pięć lat. Ponadto w każdej nieruchomości znajdującej się w odległości mniejszej niż 750 metrów od turbiny każdemu chętnemu wymieniono okna na trzyszybowe. Zobowiązania te zostały zawarte w umowie kompensacyjnej, którą podpisałem w imieniu mieszkańców. Dodatkowo inwestor porozumiał się ze starostwem powiatowym i dofinansował budowę dwóch kilometrów drogi powiatowej, co dziś warte jest około 5 mln zł. I choć krytycy mówili, że inwestor, podobnie jak dawni kolonizatorzy, rozdaje tubylcom koraliki, to z pewnością nie miało tu miejsca żadne przekupstwo. A za pieniądze z tej umowy kupiliśmy dla OSP Drzonowo samochód pożarniczy, przeszkoliliśmy strażaków także w zakresie awarii czy akcji na wysokości, które mogą się zdarzyć na takich farmach jak nasza. Ponadto wybudowaliśmy dwie nowe i zmodernizowaliśmy kolejne dwie świetlice wiejskie, wykonaliśmy kilka innych drobnych usprawnień typu place zabaw czy miejsca rekreacji. Dla mieszkańców nie są to koraliki, a najważniejsze dla nas jest to, że powstał tu supernowoczesny obiekt, z którego mieszkańcy są dumni. I do tego mamy podatki.

 

No właśnie, jakie znaczenie ma istnienie farmy wiatrowej dla budżetu gminy?

Biały Bór jest stosunkowo małą gminą miejsko-wiejską, więc nasz budżet wynosi około 42 mln zł. W tej kwocie zawiera się ponad 4 mln zł z tytułu podatku od nieruchomości wpłaconego przez farmę. 10 proc. budżetu to sporo, ale kiedy spojrzymy tylko na dochody podatkowe, to wpłata ta stanowi niemal połowę dochodów podatkowych gminy. Są to zupełnie nowe pieniądze, bo z gruntów V i VI klasy, na których stoją turbiny, dotychczas żadnych dochodów nie mieliśmy. I jest to kwota wolna, nieznaczona jak transfery z budżetu państwa, którą możemy przeznaczyć na dowolne cele, w szczególności na wydatki bieżące, które dla nas, podobnie jak dla wszystkich samorządów, stanowią obecnie najpoważniejszy problem. Jest w tym też dodatkowa korzyść dla mieszkańców, bo nie musieliśmy podnosić podatków do kwot maksymalnych. To realne korzyści dla ludzi.

 

Czy gminy albo zwykli ludzie zainteresowani inwestycjami tego typu mogą skorzystać z doświadczeń Białego Boru, odwiedzić was i porozmawiać o waszych doświadczeniach?

Zapraszam do korzystania z naszych doświadczeń, zarówno w kwestii prowadzenia właściwej polityki informacyjnej, rozwiązywania problemów, jak również wskazywania pomysłów, które przynoszą konkretne korzyści. W naszym przypadku nie tylko mamy wspólne sąsiedztwo czy inwestycje kompensacyjne. Mamy też stałe partnerstwo – wielka firma nie wybudowała i uciekła, ona jest, płaci podatki od nieruchomości, a teraz przenosi swoją siedzibę do Białego Boru, co przełoży się na podatek CIT. Czyli można być globalnym kapitałem i w pełni lokalnym partnerem.

Aby zapewnić prawidłowe działanie i wygląd niniejszego serwisu oraz aby go stale ulepszać, stosujemy takie technologie jak pliki cookie oraz usługi firm Adobe oraz Google. Ponieważ cenimy Twoją prywatność, prosimy o zgodę na wykorzystanie tych technologii.

Zgoda na wszystkie
Zgoda na wybrane